Dokonania triumfatorów tegorocznej edycji nagród amerykańskiej akademii fonograficznej można uznać za potwierdzenie powrotu show-biznesu do korzeni. To tak, jakby najwięcej Oscarów podzielili między sobą twórcy filmów „Hugo i jego wynalazek" i „Artysta".
Brytyjska wokalistka i zespół Dave Grohla zrealizowali bowiem płyty podobnie jak Martin Scorsese i Michel Hazanavicius swoje najnowsze filmy. Na pierwszym planie znalazł się człowiek, jego uczucia i emocje. O ile „Hugo" oraz „Artysta" są ukłonem w stronę początków kina, o tyle Adele i Foo Fighters czerpią z energii pierwszych lat muzyki pop: soul, rhythm and bluesa i hard rocka.
Znamienne jest to, że w czasach ekspansji muzyki w formacie cyfrowym najwięksi zwycięzcy Grammy zarejestrowali albumy niczym Elvis Presley i The Beatles – na taśmie.
– Nagrywaliśmy w garażu, na magnetofon, nie stosowaliśmy żadnych trików, bo najważniejsze jest to, co człowiek ma w sercu i w głowie. Perfekcja wcale nie jest najważniejsza! – przekonywał Dave Grohl, gdy odbierał nagrodę wraz z producentem Butchem Vigiem. Tym samym, który nagrywał Grohla i Kurta Cobaina podczas legendarnej sesji „Nevermind".
Adele przypomina głównego bohatera „Hugo". Wychowywała się bez ojca, nie żyła w luksusach, a „21" skomponowała po miłosnym zawodzie.