Regulacje prawne Unii Europejskiej dotyczące warunków bytowych niosek wprowadziły od 1 stycznia obowiązek stosowania przez fermy większych niż dotychczas klatek, w których żyją kury. Klatki muszą zapewnić kurze minimum ruchu.
„Ulepszone" klatki mają co prawda powierzchnię większą od wcześniej wymaganej (obecnie 750 cm², poprzednio 550 cm²), ale nadal - oblicza Viva! - jest ona niewiele większa od rozmiarów kartki A4. Tymczasem 91 proc. jaj w Polsce pochodzi właśnie z chowu klatkowego (oznaczenie na jajkach: cyfra trzy). Tylko nieco lepsze jest życie kur znoszących jajka w chowie ściółkowym (oznaczenie na jajkach: cyfra dwa). Z takiego chowu pochodzi 7, 4 proc. jaj sprzedawanych w Polsce.
"Kury trzymane są w ścisku, jedna nad drugą, nie mogą się obrócić, łamią nogi i skrzydła. W stresie okaleczają się, więc obcina się im dzioby" – stwierdza w oświadczeniu dla prasy Cezary Wyszyński, Prezes Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva!. "To, co producenci tak chętnie przedstawiają nam jako zdrowe, wiejskie jaja, to najczęściej produkty pochodzące z systemu klatkowego i ferm przemysłowych, które przypominają bardziej fabrykę z systemem taśmowej produkcji, aniżeli hodowlę w tradycyjnym tego słowa znaczeniu" – dodaje Wyszyński.
Niezależnie od rodzaju chowu, pisklęta płci męskiej są w większości likwidowane. Koguty nie znoszą jaj i nie przybierają tak szybko na wadze jak brojlery. W Polsce dopuszczone jest uśmiercanie kurcząt w wylęgarniach poprzez zastosowanie urządzeń mechanicznych lub dwutlenku węgla (na mocy Rozporządzenia Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 9 września 2004 roku). W praktyce oznacza to - twierdzi Viva! - mielenie żywych piskląt lub ich zagazowanie.