Rozmowa z Ralphem Fiennesem o Koriolanie

Ralph Fiennes o Szekspirze, który lepiej wypada w kinie niż w teatrze. Jego „Koriolan” od piątku na ekranach. Za aktorem rozmawia Barbara Hollender

Aktualizacja: 06.06.2012 10:21 Publikacja: 06.06.2012 08:55

Ralph Fiennes, ur. w 1964 r. Wybitny aktor szekspirowski, w 1995 r. uhonorowany nagrodą Tony za rolę

Ralph Fiennes, ur. w 1964 r. Wybitny aktor szekspirowski, w 1995 r. uhonorowany nagrodą Tony za rolę Hamleta. W kinie wystąpił m.in. w „Liście Schindlera”, „Wichrowych wzgórzach” ,,Angielskim pacjencie”, „Quiz show”, cyklu o Harrym Potterze. „Koriolan”, w którym zagrał tytułowego bohatera (na zdjęciu) jest jego debiutem reżyserskim

Foto: kino świat

Rz: Czy sztuki teatralne Szekspira bronią się na ekranie?

Ralph Fiennes:

Nie mam co do tego wątpliwości. Grałem w wielu sztukach Szekspira, ale zawsze miałem wrażenie, że jego twórczość w kinie rozkwita jeszcze piękniej.

Zobacz galerię zdjęć

Pana ulubione szekspirowskie ekranizacje?

Miałem kilka lat, kiedy moja matka, zamiast wymyślić kolejną bajkę, opowiedziała mi na dobranoc historię duńskiego księcia. Długo potem nie mogłem zasnąć. I gdy tylko nadarzyła się okazja, obejrzałem adaptację Grigorija Kozincewa z 1964 roku z Innokientijem Smoktunowskim. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Rosjanie odczytali „Hamleta" jako dramat stricte polityczny, a duński książę nie był młodzieńcem, który dostał się w tryby historii, tylko człowiekiem świadomie dokonującym tragicznych wyborów. Zachwycił mnie też „Król Lear" Petera Brooka z Paulem Scofieldem. Potem Szekspir towarzyszył całej mojej aktorskiej karierze. Więc to nie przypadek, że ekranizacją jego sztuki zadebiutowałem jako reżyser.

Rozmowy kulturalne - czytaj więcej

Dlaczego wybrał pan „Koriolana"?

W 2000 roku grałem tego rzymskiego generała na deskach teatru i już wtedy pomyślałem, że jego dramat na ekranie stałby się jeszcze bardziej poruszający i wyrazisty.

Bo w kinie można pokazać wojnę i protestujący tłum?

Nie. Dlatego że w kinie można pokazać z bliska twarz. Myślę, że w dramatach Szekspira w ogóle, a w „Koriolanie" w szczególności trzeba zaglądać bohaterom w oczy. Słowa, które na scenie wykrzykuje się tak, by usłyszał je widz w ostatnim rzędzie, tu można wypowiedzieć szeptem. A wtedy język Szekspira i emocje, o jakich opowiada, zaczynają nabierać nowych znaczeń.

Pan w swoim filmie dramat rzymskiego dowódcy uwspółcześnił.

Szekspir był geniuszem, pokazał mechanizmy, które się nie zmieniają. Zarówno w zachowaniach ludzi, jak i w polityce. Jego tragedie przerażająco przystają do dzisiejszych czasów. Na świecie wciąż niemało jest tyranii i terroru. Ludzie wychodzą na ulice, toczą się bratobójcze walki. Kiedy na pierwszych stronach gazet zobaczyłem zdjęcia trumny Milosevica, od razu pomyślałem: to jest Koriolan. Ale akcja filmu równie dobrze mogłaby się dziać w Czeczenii, Libii, Afganistanie, Birmie, a może nawet w walczącej o niezawisłość Irlandii.

Koriolan to jeden z najbardziej kontrowersyjnych szekspirowskich bohaterów, mający przerażającą pogardę dla narodu.

To żołnierz, który kocha wojnę, ale też pozostaje wierny sobie. Mistrzostwo Szekspira polega i na tym, że widz zmienia do niego stosunek. Początkowo nie cierpi go za arogancję i pogardę dla innych, potem dostrzega jego waleczność, a wreszcie zagubienie. W relacjach z własną matką Koriolan jest niedorosłym chłopcem. Staje się postacią tragiczną.

Która rola była dla pana na planie trudniejsza – Koriolana czy reżysera?

Najtrudniejsze było ich pogodzenie. Jako reżyserowi niełatwo było mi znaleźć czas dla siebie jako aktora. Stale szedłem na kompromisy. Tworząc rolę, miałem ochotę dłużej nad jakąś sceną popracować, a reżyser, który we mnie siedział, krzyczał: „Szybko! Szybko! Gramy i przechodzimy do następnego ujęcia!".

A jaką najważniejszą lekcję wyniósł pan z pierwszego doświadczenia reżyserskiego?

Kiedyś nie do końca wierzyłem tym, którzy mówili, że po napisaniu scenariusza najistotniejszą fazą pracy nad filmem jest montaż. Dziś nie mam wątpliwości, że tak jest. Po obejrzeniu materiałów „Koriolana" byłem przerażony. Bałem się, że nic się z tym nie da zrobić. Tymczasem mój montażysta uspokajał: „Jest OK". I rzeczywiście ze scen, które mnie wydawały się nie do sklejenia, zbudował film: nadał mu dynamikę, rytm, podkreślił wszystko co najważniejsze. Przy nim zrozumiałem, dlaczego Steven Spielberg jest wielkim reżyserem. Bo w czasie zdjęć montuje już film w głowie. Chciałbym kiedyś dojść do takiej perfekcji.

Będą więc następne filmy w pana reżyserii?

Mam taką nadzieję.

—rozmawiała Barbara Hollender

Recenzja:

Współczesny film o polityce

Scenarzysta John Logan i reżyser Ralph Fiennes przenieśli akcję Szekspirowskiej sztuki do ogarniętej wojną Jugosławii. Zrobili współczesny film o meandrach polityki, ale również o tragedii człowieka miotanego ambicjami i dumą, niewierzącego w siłę demokracji.

U Szekspira generał Gnejusz Marcjusz staje się bohaterem w czasie wojny z Wolskami. Gdy wraca w glorii sławy, matka namawia go, by ubiegał się o tytuł konsula. Marcjusz-Koriolan zyskuje poparcie Senatu, jednak trybuni ludowi podburzają przeciwko niemu Rzymian, przypominając, że w czasie wojny nie chciał wydać zboża głodującym.

Koriolan nienawidzi demokracji, ustrój, w którym plebs ma większą władzę niż patrycjusze, nazywa „dziobaniem orłów przez wrony".

Za swoje poglądy zostaje skazany na banicję. Upokorzony zdradza ojczyznę, wchodząc w pakt z dowódcą Wolsków. Gdy prowadzi na Wieczne Miasto wrogą armię, senatorowie wysyłają na negocjacje jego matkę, żonę i syna. Koriolan zdradza po raz drugi – tym razem Wolsków. Jest postacią tragiczną, za podwójną zdradę musi zapłacić najwyższą cenę.

Ralph Fiennes jako Koriolan, w żołnierskiej panterce i z ogoloną głową, przywodzi na myśl oszalałego Marlona Brando z „Czasu Apokalipsy". Znakomitego partnera znajduje w Gerardzie Butlerze, grającym wodza Wolsków, Aufidiusza. Jednak największe kreacje tworzą w tym filmie kobiety: Vanessa Redgrave – matka Koriolana, i Jessica Chastain – jego żona. Ta ostatnia, nominowana do Oscara za rolę w „Służących", jest już wielką gwiazdą kina amerykańskiego, talentem, skalą możliwości i stosunkiem do pracy przypomina Meryl Streep.

W uwspółcześnionej wersji Szekspirowskiej tragedii zachwycają sekwencje walk ulicznych sfilmowane jak sceny wojenne z oscarowego „Hurt Locker. W pułapce wojny". Nic zresztą dziwnego. W obu filmach za kamerą stanął Barry Ackroyd.

—Barbara Hollender

Rz: Czy sztuki teatralne Szekspira bronią się na ekranie?

Ralph Fiennes:

Pozostało 99% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"