Reklama
Rozwiń

Wokalista Rufus Wainwright zawładnął sercami Wiedenczyków

Charyzmatyczny Rufus Wainwright zawładnął sercami słuchaczy wypełniających loże Opery Wiedeńskiej

Publikacja: 07.07.2012 13:30

Wokalista Rufus Wainwright zawładnął sercami Wiedenczyków

Foto: rp.pl, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

Zapraszając amerykańsko-kanadyjskiego wokalistę, kompozytora i tekściarza Rufusa Wainwrighta Jazz Fest Wien odskoczył od stylistycznej orientacji na prawdziwy jazz i blues.

Inne wielkie festiwale jak North Sea Jazz robią to już od dawna. Wainwright przyleciał do Wiednia prosto z Montreux, gdzie też wystąpił na jazzowym festiwalu. - Byłem kilka razy w operze, ale nigdy na scenie - zwierzył się słuchaczom na powitanie.

Swój koncert rozpoczął w kompletnych ciemnościach śpiewając á cappella nastrojową balladę „Candles", a tuzin świec rozstawionych na scenie zapalał się jedna po drugiej. Kiedy rozbłysły światła, okazało się, że na scenie stoi nie tylko lider, ale i jego zespół: dwóch gitarzystów, pianista grający także na zestawie elektronicznych instrumentów klawiszowych, basista, perkusista i dwuosobowy chórek, który miał później pełnić nie tylko wspomagającą rolę.

O takich głosach za plecami może marzyć każdy wykonawca. Wainwright, który śpiewa bardzo charakterystycznie, z pewną manierą, która nie każdemu musi się podobać, potrafi przykuć uwagę do własnych tekstów. Jego dźwięczny głos nie wymaga wsparcia, ale razem z dwuosobowym chórkiem nabierał mocy godnej Wiedeńskiej Opery.

Później powierzył wokalistce i wokaliście partie solowe, które wypadły znakomicie. Chórzystka zaśpiewała w stylu Arethy Franklin, a wokalista przypominał nieco Tracy Chapman. Problem w tym, że gdybym go nie widział, sądziłbym, że to wokalistka.

Wątpliwości dodał mi na koniec sam Rufus, ktory przedstawił swojego chórzystę, jako „Miss Teddy...". Płeć może nie jest taka ważna, jeśli dysponuje się głosem tak mocnym, choć nie do końca określonym i śpiewa w intrygującym stylu. Zresztą sam lider nie ukrywał swych homoseksualnych preferencji. Powiedział, że na sali jest jego narzeczony, ale najpiękniejszą piosenkę „Montauk" zadedykował swojej córce.

Najciekawiej wypadły utwory z jego najnowszej płyty „Out of the Game" w tym tytułowy, który ma cechy przeboju. Mimo pewnej monotonii w śpiewaniu, Rufus Wainwright przedstawił intrygujący show. Akompaniował sobie na gitarze, usiadł do fortepianu, śpiewał w duecie z gitarzystą Terrym Thompsonem, a wreszcie oddał mu na chwilę scenę, by ten zaśpiewał w stylu country, wcale nie gorzej niż gwiazda.

- Czy to nie zadziwiające: popowy show w operze, na jazzowym festiwalu - spytał retorycznie publiczność? Przypomniał swój występ na festiwalu jazzowym w Montrealu, na którym śpiewała także Liza Minnelli. Cierpko wyraził się o jej telewizyjnej rozmowie, w której - zapytana o nową płytę Rufusa - miała powiedzieć, że nie zamierza jej słuchać.

Zadedykował jej za to jazzowy standard, tyle, że do tytułu dodał słowo „Bitch". Mimo skłonności do śpiewania ballad, w których ciekawie opowiadał o miłosnych rozterkach, najlepiej wypadły dynamiczne utwory. Mając okazję pierwszy raz wystąpić w operze, postanowił spróbować swojego głosu bez nagłośnienia. Niestety, nie wypadł przekonująco. Różnica pomiędzy występem z perfekcyjnym nagłośnieniem i bez, okazała się zbyt duża.

Nie przekonał mnie także do interpretacji utworu „Halleluyah" Leonarda Cohena, w którym akompaniował sobie na fortepianie. Kiedy zachęcony owacjami na stojąco wyszedł samotnie na drugi bis, postanowił ponownie zaśpiewać á cappella, bez nagłośnienia. Nastrój pożegnania i emocjonalna interpretacja dodały charyzmy finałowi koncertu. To była chwila, którą słuchacze zapamiętają na długo.

- A teraz udaję się na wiedeński sznycel, to już najwyższa pora - pożegnał się z publicznością. Wiedeńska Opera to budynek, z którego wychodzi się wysoko zadzierając głowę. Podziwia się nie tylko salę z pięcioma piętrami lóż, ale i korytarze, sale boczne, malowidła, rzeźby i przede wszystkim wspaniałe schody. Opera słynie z tradycyjnego balu karnawałowego. Na tę okazję wynosi się rzędy foteli z parteru, na tym miejscu kładzie się parkiet, ale na wysokości sceny.

Dzięki temu razem z głęboką sceną tworzy się całkiem spora powierzchnia do tańców. Zabawa odbywa się także w lożach wynajętych przez najbogatszych ludzi świata. Bal można podziwiać z najwyższego piętra nie biorąc w nim udziału. Cena za wejściówkę jest do zaakceptowana przez zwykłego obywatela.

Zapraszając amerykańsko-kanadyjskiego wokalistę, kompozytora i tekściarza Rufusa Wainwrighta Jazz Fest Wien odskoczył od stylistycznej orientacji na prawdziwy jazz i blues.

Inne wielkie festiwale jak North Sea Jazz robią to już od dawna. Wainwright przyleciał do Wiednia prosto z Montreux, gdzie też wystąpił na jazzowym festiwalu. - Byłem kilka razy w operze, ale nigdy na scenie - zwierzył się słuchaczom na powitanie.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem