Uroki Danii dostrzegł już w XVII w. Jan Chryzostom Pasek, gdy po potopie z wojskami Czarnieckiego znalazł się w tym kraju, pomagając mu w walce ze Szwedami. Dziejopisa niejedno u potomków wikingów dziwiło, ale obserwacje są życzliwe.
„Lud też tam nadobny, białogłowy gładkie i zbyt białe, stroją się pięknie, ale w drewnianych trzewikach chodzą wieskie i miesckie. [...] W afektach zaś nie są tak powściągliwe jako Polki, bo lubo zrazu jakąś niezwyczajną pokazują wstydliwość, ale zaś za jednym posiedzeniem i przymówieniem kilku słów [...] zapamiętale zakochują się i pokryć tego nie umieją; ojca i matki, posagu bogatego gotowiusieńka odstąpić i jechać za tym, w kim się zakocha, choćby na kraj świata".
Z „Pamiętnikami" Paska wybrałem się w końcu lat 80. w podróż do Danii. Ale nie miałem czasu sprawdzać, czy współczesne Dunki odpowiadają dawnym opisom. Odwiedziłem w Arhus Olka Jochweda, szefa pantomimy z warszawskich Hybryd, który po Marcu '68 znalazł się w Danii i tu założył teatr Den Blaa Hest. Trafiłem na spektakl awangardowego teatru Hotel Pro Forma. Dotarłem do Holstebro, gdzie działa Odin Teatret Eugenia Barby, ucznia Jerzego Grotowskiego.
Najbardziej jednak olśnił mnie duński jazz. Na Jazz Jamboree przyjeżdżało stąd wielu wybornych muzyków. Kopenhaski klub Montmartre był w latach 60.–80. XX w. jazzowym centrum Europy. Grała w nim stale śmietanka jazzu z USA, a wielu jej przedstawicieli (np. Ben Webster, Stan Getz) mieszkało w Kopenhadze latami. Z Polaków znakomite wrażenie zrobił tu Krzysztof Komeda. Sam słuchałem w Montmartre m.in. tria Oscara
Petersona z genialnym kontrabasistą duńskim Nielsem-Henningiem Oerstedem Pedersenem.