Nie zdradzam swoich pomysłów

Choreograf i dyrektor legendarnego Hamburg Ballett John Neumeier przygotowuje z Polskim Baletem Narodowym „Sen nocy letniej”.

Publikacja: 15.02.2013 20:20

Jest pan szefem Hamburg Ballett od 40 lat, a jednocześnie często pracuje pan z innymi zespołami. Co bardziej inspiruje choreografa: własny zespół, w którym doskonale zna pan możliwości wszystkich, czy spotkanie z nieznanymi sobie tancerzami?

John Neumeier:

Kiedy tworzę nowy balet, wolę pracować z moim zespołem. Jestem wtedy kreatorem, który używa swojego tworzywa. Natomiast spotkanie z nowym zespołem jest rodzajem wyzwania: nie wiem, co mnie spotka i dokąd razem dojdziemy. Ale moim choreografiom pozwala zachować świeżość, bo każdy kolejny wykonawca dodaje do nich coś własnego. Poza tym akt tańca dokonuje się zawsze tu i teraz, podczas konkretnego wykonania, potem ta sztuka zamiera. Odczuwam to również, przyjechawszy do warszawskiego baletu, który zresztą bardzo zmienił się od czasu, gdy pracowałem z nim po raz pierwszy. Wtedy byli w nim wyłącznie polscy tancerze, obecnie to otwarta na świat międzynarodowa kompania.

Czy jednak dokonuje pan zmian przy kolejnych powrotach do dawnych prac? Warszawski „Sen nocy letniej" będzie dokładnie taki jak na premierze ponad 30 lat temu?

Wie pan, co powoduje, że balety, nawet te XVIII- czy XIX-wieczne, są nadal żywe i publiczność chce je oglądać? Decyduje o tym ich prawda i szczerość. Jeśli dotykają rzeczy, które są bliskie człowiekowi, wówczas się nie starzeją.

W latach 50. i 60. Europejczycy jeździli do Ameryki, krainy tańca nowoczesnego. Pan przebył w tym czasie drogę dokładnie odwrotną. Dlaczego?

Byłem bardzo młody i szukałem źródeł inspiracji inną kulturą, tradycją. Nie interesował mnie tylko i wyłącznie taniec, potrzebowałem kontaktu z teatrem, z malarstwem, literaturą. Czułem, że to niezbędne do mojego rozwoju.

Rodzinne korzenie odegrały rolę w podróży do Europy? Pana ojciec był przecież Niemcem, matka z pochodzenia Polką.

Wówczas nie w pełni uświadamiałem sobie potrzebę powrotu do korzeni. W Ameryce utrzymywaliśmy ściślejsze związki z rodziną matki, która trzymała się razem. Czułem się więc bardziej związany z Polską i kiedy po raz pierwszy dostałem zaproszenie z waszego kraju, był we mnie rodzaj patriotycznego obowiązku nakazujący przyjazd. Natomiast o wyborze Niemiec na miejsce zamieszkania zaważył fakt, że był to czas dynamicznego rozwoju tańca w tym kraju.

Dziś jest pan prawdziwym Europejczykiem, pana choreografie odwołują się do Szekspira, Dumasa, Czechowa, Manna. Korzysta pan z europejskiej muzyki, od Bacha do Mahlera.

To prawda, ale może to wynika również z faktu, że kiedy przyjechałem do Europy, od razu poczułem się tu dobrze.

Spotkanie z Johnem Cranko było ważne?

Widziałem kilka jego choreografii jeszcze w Ameryce i uważałem, że powinienem go poznać. To były bardzo dobre lata jego zespołu w Stuttgarcie, a on sam znajdował się w fazie twórczego rozkwitu. Ale nie powiedziałbym, że wywarł szczególny wpływ na moje myślenie choreograficzne. Zanim znalazłem się w Europie, pracowałem w Stanach z Sybil Shearer i to ona przede wszystkim mnie ukierunkowała.

Pan bardzo wcześnie zaczął próbować sił w choreografii.

To prawda, jeszcze w Ameryce, były to skromne prace, ale od początku zawodowej drogi nie oddzielałem obu profesji: tancerza i choreografa, jak czyni większość. Uważałem, że własne próby choreograficzne pozwolą mi lepiej poznać siebie, zarówno moją psychikę, jak i fizyczność, co z kolei zaowocuje w pracy z innymi.

Nie mówiliśmy nic do tej pory o tradycji tańca, a przecież zrobił pan własne wersje niemal wszystkich słynnych klasycznych baletów.

Stosunkowo szybko, po zrealizowaniu kilku choreografii w Stuttgarcie, dostałem propozycję zostania dyrektorem baletu we Frankfurcie. Zastanawiałem się wówczas, co będzie dobre nie tyle dla mnie jako choreografa, ale dla zespołu, który mam prowadzić. Czułem się odpowiedzialny za tancerzy, a baletowa klasyka mogła być niesłychanie ważna dla ich rozwoju, mojego zresztą także. To przekonanie wyniosłem zresztą z okresu nauki w Royal Ballet School w Londynie. A ponieważ interesowałem się też teatrem, uznałem, że wzbogacenie klasycznego baletu o elementy teatralne daje szansę na odświeżenie tradycyjnych widowisk takich jak „Jezioro łabędzie".

Wiele pana choreografii ma teatralną formę, ale nigdy nie uznał pan, że tworzy teatr tańca.

To określenie pozostawmy wielkiej Pinie Bausch, ona ma pełne do niego prawo. Różnica między teatrem tańca a moimi baletami polega na użyciu innych technik. Mój język, rodzaj ruchu wyrasta z baletowej tradycji, źródło mojego myślenia choreograficznego tkwi w klasyce. Weźmy choćby formę pas de deux, jeśli wprowadzam ją do spektaklu, nie powielam starych wzorów, ale pas de deux zawsze jest wyłącznie tańczone i wymaga od wykonawcy klasycznego wykształcenia.

Domyślam się, że w szkole, którą założył pan w Hamburgu, uczniowie poznają technikę klasyczną.

Oczywiście, choć są również zajęcia z tańca modern. Najważniejszym celem, jaki stawia sobie szkoła, jest rozwój kreatywności. W początkach edukacji, gdy mamy do czynienia z dziećmi, łatwo zamienić naukę w tresurę, a to byłoby najgorsze. Tancerza powinna cechować twórcza aktywność.

Nacisk na rozwój osobowości jest szansą dla klasycznego baletu. Inaczej grozi mu jedynie powielanie tych samych wzorców.

Choćbyśmy nie wiem jak kochali arcydzieła przeszłości i chcieli je chronić, musimy być kreatywni. To podstawowe zadanie, jakie stawia sobie Hamburg Ballett. Proszę zwrócić uwagę, że klasyczne balety są czymś wyjątkowym. Większość współczesnych choreografów tworzy małe formy dla niewielkich zespołów. Ja wierzę w siłę dużych, pełnospektaklowych baletów, to jest zupełnie inny rodzaj twórczej wypowiedzi. Balet to sztuka dramatu i emocji. Już samo ustawienie dwojga ludzi na scenie jest przecież zalążkiem sytuacji dramatycznej.

Dostrzega pan różnicę między tancerzami, których miał w zespole 40 lat temu, a obecnymi?

Nie. Owszem, poziom techniczny dzisiaj jest bez wątpienia wyższy. Zmienił się też komfort pracy. Ale stawiam tancerzom takie same wymagania jak 40 lat temu. Stosunkowo niedawno znalazłem tekst przemowy, którą wygłosiłem na pierwszym spotkaniu z zespołem w Hamburgu po zostaniu jego dyrektorem. Teraz powiedziałbym dokładnie to samo. Najważniejsza jest wizja, którą chcemy realizować. Moi obecni tancerze również ją mają, ich sposób myślenia o tej sztuce się nie zmienił.

Jest jeszcze jakiś baletowy temat, którego John Neumeier nie zdążył zrealizować?

Tak, kilka, ale ich nie zdradzę. Nie mam zwyczaju opowiadać o moich pomysłach, bo wówczas one ode mnie uciekają.

Nie czuje pan zmęczenia 40-letnim dyrektorowaniem?

Absolutnie nie. Ta praca ciągle jest dla mnie wyzwaniem. I myślę, że w tym, co robię, nie ma rutyny, gdyż nieustannie szukam nowych dróg, nowych rozwiązań.

—rozmawiał Jacek Marczyński

„Sen nocy letniej"

„Sen nocy letniej" w choreografii Johna Neumeiera to jeden z najwspanialszych baletów opartych na sztuce Szekspira. Jego prapremiera odbyła się w 1977 r. w Hamburg Ballet, potem włączyły go do repertuaru m. in. Opera Paryska, wiedeńska Staatsoper czy Teatr Bolszoj w Moskwie. Neumeier wykorzystał w tym spektaklu muzykę (ze słynnym marszem weselnym) Feliksa Mendelssohna-Bartholdy'ego napisaną przez niego do tej komedii Szekspira, uwory organowe György'a Ligetiego oraz tradycyjną muzykę katarynkową. W wykonaniu Polskiego Baletu Narodowego (na zdjęciu) „Sen nocy letniej" zobaczymy po raz pierwszy 15 marca br. To druga choreografia Johna Neumeiera (rocznik 1942), który ma w dorobku ponad 100 baletów, przygotowana przez warszawskich tancerzy. W 1984 r.  zrealizował on w Teatrze Wielkim „Miłość i ból i świat i marzenie" z muzyką Gustava Mahlera.

Jest pan szefem Hamburg Ballett od 40 lat, a jednocześnie często pracuje pan z innymi zespołami. Co bardziej inspiruje choreografa: własny zespół, w którym doskonale zna pan możliwości wszystkich, czy spotkanie z nieznanymi sobie tancerzami?

John Neumeier:

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"