Jest pan szefem Hamburg Ballett od 40 lat, a jednocześnie często pracuje pan z innymi zespołami. Co bardziej inspiruje choreografa: własny zespół, w którym doskonale zna pan możliwości wszystkich, czy spotkanie z nieznanymi sobie tancerzami?
John Neumeier:
Kiedy tworzę nowy balet, wolę pracować z moim zespołem. Jestem wtedy kreatorem, który używa swojego tworzywa. Natomiast spotkanie z nowym zespołem jest rodzajem wyzwania: nie wiem, co mnie spotka i dokąd razem dojdziemy. Ale moim choreografiom pozwala zachować świeżość, bo każdy kolejny wykonawca dodaje do nich coś własnego. Poza tym akt tańca dokonuje się zawsze tu i teraz, podczas konkretnego wykonania, potem ta sztuka zamiera. Odczuwam to również, przyjechawszy do warszawskiego baletu, który zresztą bardzo zmienił się od czasu, gdy pracowałem z nim po raz pierwszy. Wtedy byli w nim wyłącznie polscy tancerze, obecnie to otwarta na świat międzynarodowa kompania.
Czy jednak dokonuje pan zmian przy kolejnych powrotach do dawnych prac? Warszawski „Sen nocy letniej" będzie dokładnie taki jak na premierze ponad 30 lat temu?
Wie pan, co powoduje, że balety, nawet te XVIII- czy XIX-wieczne, są nadal żywe i publiczność chce je oglądać? Decyduje o tym ich prawda i szczerość. Jeśli dotykają rzeczy, które są bliskie człowiekowi, wówczas się nie starzeją.