W teatralnym żargonie dwie jednoaktówki wystawione w Bydgoszczy nazywa się po prostu „Cav&Pag" od początkowych sylab ich włoskich tytułów. „Rycerskość wieśniacza" Mascagniego i „Pajace" Leoncalla to taki operowy dwupak, niemal zawsze serwowany w komplecie podczas jednego wieczoru.
Obie opery powstały w ostatniej dekadzie XIX wieku i miały pokazywać tzw. prawdziwe życie włoskich wieśniaków. W rzeczywistości są typowymi opowieściami miłosnymi z tragicznym finałem, dowodzącymi, że niewierność prowadzi do zemsty i zbrodni.
Obie mają jeszcze jedną wspólną cechę. Ich realizm sprawia, że z trudem poddają się unowocześniającym zabiegom inscenizacyjnym. Dlatego stały się mniej atrakcyjne dla współczesnego teatru, chociaż muzycznie i dramaturgicznie to samograje.
Reżyserzy nie bardzo mogą się tu wykazać własnymi pomysłami, a jeśli próbują, często osiągają efekt odwrotny do zamierzonego. Tak jak Andrzej Bubień, który w „Rycerskości wieśniaczej" niepotrzebnie wymyślił grupę tancerek zmysłowo wycierających się ręcznikami czy mężczyzn erotycznymi ruchami zgarniających sycylijską ziemię.
A kiedy w ważnej scenie nabożeństwa procesję wprowadził na widownie, zburzył teatralną iluzję, zamiast konsekwentnie budować napięcie. Lepiej powiodło mu się z „Pajacami", gdzie rozwinął konwencję teatru w teatrze. U Leoncalla zdradzany mąż wymierza sprawiedliwość podczas przedstawienia.