500 filmów rocznie, czyli opowieść o najbardziej dochodowej, zaraz po kosmosie, gałęzi gospodarki USA. Światowa stolica przemysłu kinematograficznego to narcyzm, próżność, kasa – pozbawiają złudzeń bohaterowie dokumentu z branży filmowej. Znaczące, że na udział w nim zgodzili się ci, których zaprezentować można już tylko jako byłych prezesów czy dyrektorów wielkich wytwórni. James Cameron, producent m.in. „Avatara", nie chciał wywiadu mimo, że miał on trwać tylko 15 minut. Autorka dokumentu, Anne Feinsilber, spotkała się z wieloma odmowami rozmów ze strony hollywoodzkich twórców, nie chciano też by choć na chwilę pojawiła się z kamerą na planie powstających filmów.
- Konkurencja w tej branży jest mordercza – nie kryje Marc Gill, b. prezes Warner Independent Pictures. - Trzeba pracować po 12-14 godzin dziennie.
Oren Aviv, b. prezes Walt Disney Studios, opowiada jak trudno jest stać na czele wielkiej wytwórni (zainicjował „Alicję w Krainie Czarów", „Piratów z Karaibów"). On, podobnie jak wielu dzisiejszych przywódców filmowego przemysłu – swoją wiedzę i doświadczenie zdobywał wcześniej jako pracownik.... marketingu.
- Jesteś zdany na siebie – mówi krótko. - Żyjesz w akwarium.
A jednak nie odstrasza to tłumu chętnych na przygodę życia w Hollywood. Dziesiątki scenarzystów wysyłają swoje pomysły wielkim wytwórniom i zgadzają się na wszelkie ustępstwa, by zostały zrealizowane. Przeróbki i ulepszenia to codzienność. W rezultacie z wyjściowego scenariusza zostaje tak niewiele, że pierwszemu autorowi trudno go poznać.