Muzyka jest jego kobietą

Pharrell Williams, autor hitu „Get Lucky", do tej pory pomagał innym. Wreszcie wydał solową płytę - pisze Jacek Cieślak.

Aktualizacja: 08.03.2014 13:36 Publikacja: 08.03.2014 08:48

Pharrell Williams na oscarowej Gali

Pharrell Williams na oscarowej Gali

Foto: AFP

Nie ma chyba takiej osoby na świecie, która nie bawiła się przy przeboju „Get Lucky" lub nie słyszała go. Francuski duet Daft Pank trafił w dziesiątkę, zapraszając do jego wykonania na płycie „Random Access Memories" właśnie Pharrella Williamsa.

Zobacz galerię zdjęć

Przywołująca lata 70., pulsująca subtelnymi rytmami disco i funky melodia sprawiła, że tantiemy dla muzyków popłynęły z całego świata. Ośmieliła też Pharrella, bo chociaż na muzycznej scenie jest obecny od 20 lat, to dopiero teraz zdecydował się nagrać drugą solową płytę.

Jeszcze zanim doszło do premiery, album mógł liczyć na niespotykaną promocję, bowiem zapowiadająca go piosenka „Happy", nagrana do filmu „Minionki rozrabiają", znalazła się na pierwszym miejscu w ponad 170 krajach.

Przeboje dla innych

Znikomą solową aktywność Williamsa może tłumaczyć fakt, że wielu ważnych i możnych ludzi muzycznego świata nie daje mu chwili wytchnienia. A współpracował jako producent i autor z Madonną, Beyonce, Jay-Z czy Britney Spears. Zajęty innymi, dopiero teraz nagrał przebojowy własny album, który z jednej strony kontynuuje tradycje sceny soulowej, a z drugiej w czytelny sposób proponuje muzykę w stylu Michaela Jacksona.

Najnowsza płyta dedykowana jest kobietom, ma być dla nich hołdem. Sygnałem, że atak feministek, których padł ofiarą po nagraniu „Blurred Lines" z Robinem Thicke'em, nie miał sensu.

– Chciałem podkreślić wszystkie zalety pań. Od razu deklaruję, że nie będę miał żadnego problemu, gdy będą rządzić światem.

Pharrell uważany jest za znawcę natury kobiet i ich przyjaciela. Kiedy udzielał wywiadu „Playboyowi", w przeciwieństwie do wielu innych gwiazd imponował opanowaniem. Przyznał, że zdarzało mu się oglądać filmy porno, ale tylko w towarzystwie kobiet, które same miały na to ochotę. Ideałem piękna jest dla niego Gwen Stefani z zepołu No Doubt i Alicia Keys, która śpiewa na „GIRL".

Chociaż Pharrell przyznaje, że czasami lubi się bawić podwójnymi, perwersyjnymi znaczeniami słów – w swoim najnowszym przeboju „Happy" unika tego.

– Cieszę się, że nie muszę śpiewać o sobie. To piosenka o kobiecie, ale w sumie grzeczna.

Bohaterką płyty jest m.in. Marilyn Monroe. Ale najważniejszą kobietą w jego życia, którą opiewa, jest muzyka – sexy, trochę funky i bardzo witalna, z którą można spędzić noc, aż do samego rana.

Pastylka w szklance

Największe znaczenie w ostatnich latach miała współpraca z francuskim duetem Daft Pank i udział w nagraniu albumu „Random Access Memories". Poznali się na przyjęciu u Madonny.

– Na propozycję współpracy odpowiedziałem, że zagrałbym u nich na płycie nawet na tamburynie. Od chwili, kiedy poleciałem do Paryża na sesję nagraniową, pamiętam tylko, że francuskie roboty wrzuciły mi do szklanki wody tabletkę. Nabrałem siły, zapomniałem o zmęczeniu, zobaczyłem wschód słońca i wyostrzył mi się słuch. Nil Rodgersem z grupy Chic zagrał na gitarze „Get Lucky" i poczułem, że połączyliśmy dwie strony Atlantyku.

Potem pamięta chwilę, kiedy podczas powrotu do Ameryki łykał organiczną pastylkę na kaca. Wypowiadając się innym razem na temat sesji, był bardziej konkretny:

– Daft Pank nie tylko mają wizerunek robotów, ale i pracują jak roboty – mówi. – Są precyzyjni do bólu, potrafią nad jednym szczegółem pracować długo. Wierzą, że jeśli powtórzy się coś 200 razy, przećwiczy, osiągnie się niepowtarzalny poziom. Bywa jednak, że wywołuje to problem związany z decyzyjnością, a muzyka to także zabawa. Nie wierzę, że może zbawić świat i ludzkość. Dlatego potrzebny jest luz. Ja go mam.

Należy do tych producentów, którzy wcześniej zauważyli, że gwiazdy rapu zastępują i wypierają z rynku idoli rocka.

– Mój starszy kolega po fachu Jimmy Jovine zwrócił na to uwagę pierwszy i warto było wziąć jego słowa do serca – opowiada. – Ciekawe, że jego obserwacje wzięły się z zaskoczenia i braku zrozumienia dla nowych zjawisk. Nie wiedział, o co chodzi w nowej muzyce, ale czuł, że Dr Dre jest jak Jimi Hendrix. Mógł kierować się uprzedzeniami, ale posłuchał intuicji. Teraz coraz mniej jest osób, które nie rozumieją, że z czasem rap wyprze rock and rolla. To sprawa przyszłości i pokoleniowej zmiany.

Wraz z Chadem Hugo założył w 1990 r. zespół producencki The Neptunes, którego zyski oceniane są na 155 mln dolarów, a przyniosły je im m.in. 24 piosenki doprowadzone na szczyty listy przebojów „Billboardu". To The Neptunes odpowiadali za pierwsze i dalsze sukcesy raperów Jay-Z (przebój „I Just Wanna Love U (Give It 2 Me)", Puffa Diddy'ego, Busta Rhymesa i Ushera. To dzięki nim rozpoczął błyskotliwie karierę największy dziś gwiazdor młodego pokolenia Justin Timberlake. Dali też szansę na pierwszy światowy hit Britney Spears („Baby One More Time").

Skromność Pharrella posunięta jest tak bardzo, że neguje fakt indywidualnej kariery.

– Zawsze pracowałem dla innych. Nie miałem z tym problemów, gdyż nigdy nie uważałem się za artystę – przyznaje. – Staram się zostawiać swoje ego za drzwiami. Przyglądam się artyście, wsłuchuję. Jestem trochę jak krawiec, który musi dobrać kreację do sylwetki, pamiętając, jaki charakter ma klient.

Skarpetki i moda

Pharrell jest mężem i ojcem, i to również doświadczenia, które przydają się w pracy w studio.

– Czasami trzeba kogoś ośmielić, stworzyć familijną atmosferę, żeby muzyk się otworzył i pokazał swoje bogactwo – mówi. – Wtedy muszę być bacznym obserwatorem. To daje gwarancję, że nie przegapię ważnej chwili i wydobędę to, co w nagraniu najważniejsze. Nie da się ukryć, że wiele uczę się od moich współpracowników.

Nie ma wątpliwości, że bycie w cieniu największych gwiazd to także wynik biznesowych działań Williamsa w branży odzieżowej. Jest właścicielem dwóch linii odzieżowych Billionaire Boys Club i Ice Cream, a szyte pod tymi nazwami ubrania produkowane są w limitowanych seriach i sprzedawane po najwyższych cenach.

– Myślę o sobie skromnie – powiedział w jednym z wywiadów. – Jestem zwykłym chłopakiem z amerykańskiej Wirginii, który miał kilka fajnych pomysłów na życie. Ale to nie wystarczy. Żeby je zrealizować, potrzebny jest dobrany zespół współpracowników, specjalistów, fachowców. Dyskutujemy, krążą między nami idee, nadajemy im konkretny wymiar. Z tej rozmowy rodzą się piękno, szlachetny styl. Sam bym tego nie wymyślił.

Podkreśla podobieństwo do wielu milionów ludzi na świecie: – Może to kogoś zdziwi, ale oglądanie zwykłych przechodniów na ulicy sprawia, że mogę być modny. Obserwuję, jak się ubierają, jak ich strój się zmienia i z jednej strony podążam za modą, a z drugiej strony ją kreuję.

Sukcesy Pharrella w świecie mody biorą się również z tego, że jest perfekcjonistą, który niezwykłą wagę przykłada do szczegółów. W jego produkcjach i piosenkach wszystkie elementy nagrań muszą do siebie pasować – nic nie może się ze sobą kłócić.

– Dobieranie dźwięków i sampli podczas produkcji przypomina szykowanie eleganckiego ubrania – mówi. – Można przygotować szykowne spodnie, dobrą marynarkę, ale jeśli pojawia się problem, na przykład ze skarpetkami, cały efekt jest popsuty. I nie ma znaczenia, że nikt nie wie poza mną, że skarpetki, które noszę, nie są w najlepszym stylu – wystarczy, że ja o tym wiem, to mnie drażni, nie daje spokoju i niszczy poczucie harmonii.

Producent jak saper – odpowiada za powodzenie singla lub płyty i nie może się mylić.

– W większości przypadków określiłbym to na 65 procent, mam pewność, co się ludziom spodoba – uważa. – Ale zdarzają się też sytuacje, że bywam zaskoczony. Pamiętam z młodości, że muzyki słuchało się w klubie, z innymi, towarzyszyło temu skręcanie jointa i puszczanie go w kółko. Jeśli nowa piosenka robiła na nas wrażenie, czuliśmy się pozytywnie zaskoczeni – skręt krążył szybciej. Teraz też się tak dzieje.

Pharrell wie dobrze, co chce robić w przyszłości. Zamierza mieć program w telewizji. Marzy o tym, żeby współpracować z Prince'emm i Eminemem.

– Plany planami, ale życie uczy, by nie przegapić tego, co nam podsuwa i podpowiada. To jedyny sposób, żeby z niczego zrobić coś – przyznaje. – To tak jak z melodią, z której rodzi się muzyka. Nie można jej przegapić.

Nie ma chyba takiej osoby na świecie, która nie bawiła się przy przeboju „Get Lucky" lub nie słyszała go. Francuski duet Daft Pank trafił w dziesiątkę, zapraszając do jego wykonania na płycie „Random Access Memories" właśnie Pharrella Williamsa.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"