A jednak Litwini u Mickiewicza – chołodziec litewski milczkiem żwawo jedli....
Tylko dlatego, że ten chołodziec najwidoczniej rozmowom nie sprzyjał. Ale Mickiewicz zwrócił uwagę na inny ciekawy obyczaj – „mężczyznom dano wódki, wtenczas wszyscy siedli... ", czyli wszyscy siadali, kiedy mężczyźni dostawali wódkę. Ale sam Hreczecha, słysząc, że tak wszyscy milczą, nazywał tę wieczerzę nie polską, lecz wilczą. I dalej mówił, że kto milczy podczas jedzenia, „to czyni jako myśliwiec, który nabój rdzawi w strzelbie. Dlatego ja wymowę moich przodków wielbię". Język to nie tylko rozmowa przy jedzeniu, ale także sposoby nazywania świata. I sposoby nazywania jedzenia wydają mi się szczególnie bliskie.
Co leżało panu na wątrobie, że zdecydował się pan napisać tę książkę?
A może na sercu? W niektórych językach wątroba pełni funkcję serca. Nie tylko na Bliskim Wschodzie, u ludów arabskich, ale nawet u bliskich nam Słowian, czyli Serbołużyczan. Tam także utroba... jest siedliskiem uczuć. U nas akurat wątroba jest siedliskiem uczuć niedobrych, bo tam wydziela się żółć.
W książce „Jeść!" bawi się pan znajdowaniem analogii między brzmieniem słowa a jego znaczeniem.
W brzmieniu ważna jest artykulacja. Kiedy wymawiam słowo: rosół, to w samym tym słowie jakieś oka powinno być widać. Kiedy wymawiam słowo: kopytka, to prawdopodobnie powinny to być drobniejsze kluseczki, także żeby to słowo do tego pasowało. Jeżeli wyraźnie artykułujemy, a zwłaszcza ze smakiem, to wydaje się, że nazwa potrawy w jakiś sposób oddaje jej charakter. Czasem smak, czasem wygląd.