Co język mówi o jedzeniu

Językoznawca Jerzy Bralczyk mówi Janowi Bończy-Szabłowskiemu o jedzeniu i słownictwie kulinarnym.

Publikacja: 12.08.2014 09:46

Co język mówi o jedzeniu

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Pańska najnowsza książka „Jeść!" powstała z miłości do kuchni czy z miłości do języka?

Od ananasa do żurku


Jerzy Bralczyk:

Z miłości może niekoniecznie, bo miłość to jednak mocne, głębokie uczucie. Powiedziałbym raczej: z zamiłowania i do jednego, i do drugiego. Bardzo lubię mówić, bardzo lubię jeść. Żałuję, że nie można obu czynności robić jednocześnie, choć niektórzy uważali, że powinny się one uzupełniać. – „Milczycie w obiad, mój panie Konracie czy tylko na chleb gębę swą chowacie..." – pisał Kochanowski. Zatem kiedy się jadło, trzeba było też mówić, rozmawiać. Słowo: biesiada u nas ma funkcję podwójną, bo oznacza i jedzenie, i rozmowę.

A jednak Litwini u Mickiewicza – chołodziec litewski milczkiem żwawo jedli....

Tylko dlatego, że ten chołodziec najwidoczniej rozmowom nie sprzyjał. Ale Mickiewicz zwrócił uwagę na inny ciekawy obyczaj – „mężczyznom dano wódki, wtenczas wszyscy siedli... ", czyli wszyscy siadali, kiedy mężczyźni dostawali wódkę. Ale sam Hreczecha, słysząc, że tak wszyscy milczą, nazywał tę wieczerzę nie polską, lecz wilczą. I dalej mówił, że kto milczy podczas jedzenia, „to czyni jako myśliwiec, który nabój rdzawi w strzelbie. Dlatego ja wymowę moich przodków wielbię". Język to nie tylko rozmowa przy jedzeniu, ale także sposoby nazywania świata. I sposoby nazywania jedzenia wydają mi się szczególnie bliskie.

Co leżało panu na wątrobie, że zdecydował się pan napisać tę książkę?

A może na sercu? W niektórych językach wątroba pełni funkcję serca. Nie tylko na Bliskim Wschodzie, u ludów arabskich, ale nawet u bliskich nam Słowian, czyli Serbołużyczan. Tam także utroba... jest siedliskiem uczuć. U nas akurat wątroba jest siedliskiem uczuć niedobrych, bo tam wydziela się żółć.

W książce „Jeść!" bawi się pan znajdowaniem analogii między brzmieniem słowa a jego znaczeniem.

W brzmieniu ważna jest artykulacja. Kiedy wymawiam słowo: rosół, to w samym tym słowie jakieś oka powinno być widać. Kiedy wymawiam słowo: kopytka, to prawdopodobnie powinny to być drobniejsze kluseczki, także żeby to słowo do tego pasowało. Jeżeli wyraźnie artykułujemy, a zwłaszcza ze smakiem, to wydaje się, że nazwa potrawy w jakiś sposób oddaje jej charakter. Czasem smak, czasem wygląd.

Powiedział pan: kluseczki. Mam takie wrażenie, że my lubimy kartofelki, kluseczki...

W jedzeniu owszem lubimy. Nie lubię zdrobnień, kiedy dotyczą innych spraw, np. pieniążków. Raczej wolę pieniądze. Ale jeśli chodzi o jedzenie, to już dają nam pewien wzór przekupki, które zachęcają do świeżutkiej marcheweczki czy rzodkieweczki. Jeżeliby jakaś babina krzyczała – rzodkiew, marchew, byłoby to chyba mniej apetyczne.

A jak pan odbiera zmiany znaczenia nazw potraw? Weźmy przykład pasty, tym mianem coraz częściej określa się też makaron.

Nie przeszkadzało nam wcale to, że pasta jajeczna miała tę samą nazwę ?co pasta do butów, do podłóg czy do zębów. Pasta jajeczna mogła nam smakować, ?ale makaron to był makaron. Dla mnie te długie zwoje to nie żaden makaron, tym bardziej nie pasta, ale po prostu kluski. I tego będzie ?mi brak. W jedzeniu i nazewnictwie ważna jest tradycja. Kiedy słyszę o różnych sushi, to mnie za przeproszeniem suszi troszkę.

Je pan obiad czy spożywa lunch?

Może nawet spożywam obiad albo obiaduję czy też objadam. Tu były różne formy. Ale oczywiście obiad. I to obiad, który jadało się między 13 a 15. Lunch to nie jest prawdziwe jedzenie. To coś, co się szybko pochłania, żeby wrócić do pracy. Dlatego niech takie jedzenie nazywa się lunchem, żeby nie postponować szlachetnej nazwy obiadu.

Pana książka to kompendium wiedzy na temat smaku, gustów, historii, potraw. Mówi pan o wieloznaczności nazw takich, jak surówka, pączki czy kanapka...

Surówka. Może nie tak chętnie była jadana, że się mogła kojarzyć z bardzo gorącym metalem. Pączki – one pękają, pukają. Ta nazwa wzięła się od dźwięku.

Ale są nazwy, które nie brzmią apetycznie. np. wątróbka jak woń trupka...

Tak można by powiedzieć. Ale nawet przez takie skojarzenie nie uda się panu zbrzydzić mi tej potrawy. Dla mnie to jedna z najsmaczniejszych rzeczy. Nazwy części ciała, które się jada, często są zdrobniałe, nie je się wątroby tylko wątróbkę. Nie je się mózgu tylko móżdżek. Nie je się języka tylko ozorek. Nie je się płuc tylko płucka. Choć płucka nie brzmią najlepiej.

Ale czulent brzmi rozczulająco. O nim można pomyśleć tylko z czułością.

Nazwy potraw żydowskich brzmią dla nas wciąż egzotycznie. Bardzo smacznie i marzy mi się możliwość ich opracowania językowego, cymes ma też znaczenie kulinarne.

Jak pisać o jedzeniu, by nie wyszła z tego mizeria?

Trzeba pisać po prostu. Tak jak choćby Mickiewicz w „Panu Tadeuszu", który dla mnie jest wzorem niedościgłym. I te półmiski kontuzów, arkasów. Te nazwy już wtedy nikomu albo niewielu ludziom cokolwiek mówiły. Opisy przyrządzania bigosu, kawy. To wzorce pisania prostego, jednocześnie smakowitego. U innych pisarzy także pojawiają się ciekawe opisy. Ale czasem trzeba coś zrymować, żeby dobrze brzmiało.

A kiedy się czyta Schulza, to niemal czuje się zapach i smak opisywanych owoców i potraw.

Tak, bo on do tych opisów dodawał garść metafizyki.

Czy pasja językowa u pana profesora przekłada się na pasję kulinarną?

Nie nazwałbym tego pasją, bo ma ona w sobie odrobinę cierpienia, wolałbym mówić o zainteresowaniu, a czasem entuzjazmie. Owszem, tak. Bardzo lubię przyrządzać potrawy, znam się na sosach, robię niezłe zupy, gorzej mi wychodzą ryby i ciasta, ale myślę, że gdyby spróbował pan moich kotletów mielonych, toby się pan nie zawiódł.

Od ananasa do żurku

W starannie wydanym ilustrowanym leksykonie ceniony językoznawca prof. Jerzy Bralczyk omówił 181 „smacznych słów", apetycznie brzmiących potraw.

Autor delektuje się nie tyle samym smakiem jedzenia, ile słowami, ich brzmieniem, urodą i funkcją. Każde hasło zawiera krótki passus etymologiczny. Jest on punktem wyjścia do zabawnych rozważań, często zaskakujących skojarzeń, przysłów ludowych, śmiesznych zwrotów i barwnych powiedzonek w języku polskim. Od „ananasa" do „żurku" wiedzie szlak opowieści prowadzonej w stylu gawędy poprzez pyszne słowa nie tylko z działu kulinariów.

Pańska najnowsza książka „Jeść!" powstała z miłości do kuchni czy z miłości do języka?

Od ananasa do żurku

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla