Tę opinię warto docenić, bo Keith Warner to człowiek teatru o ogromnym doświadczeniu. – Wystawiłem jakieś 150 oper w 20 krajach – mówi, gdy spotykamy się w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej. – W pewnym momencie uznałem, że zdobyłem odpowiednią wiedzę, by teraz innym zapewniać najlepsze warunki do twórczej działalności i na jakiś czas zostałem dyrektorem Opery w Kopenhadze, wróciłem jednak do najważniejszego dla mnie zajęcia, do reżyserowania.
Propozycję przygotowania światowej premiery „Kupca weneckiego" Andrzeja Czajkowskiego na festiwalu w Bregencji w 2013 roku przyjął wręcz z entuzjazmem. – To wspaniała opera – wyjaśnia. –Muzyka plasuje się między Bergiem a Brittenem, ale żadnego z nich Andrzej Czajkowski nie naśladuje.
Keith Warner przyznaje, że zafascynował go już sam pomysł Andrzeja Czajkowskiego, by przenieść do opery ten właśnie tekst Szekspira. – Nie jest łatwo wystawiać „Kupca weneckiego", mówię to jako reżyser – dodaje. – Kompozytor tak odczytał ten tekst, że stworzył operę o antysemityzmie i o tym, jak traktujemy dzisiaj ludzi innych ze względu na kolor skóry, pochodzenie czy orientację seksualną.
W obronie Shylocka
Tę opinię potwierdzają słowa autora libretta, sędziwego dziś Johna O'Briena, który przyjechawszy na prapremierę do Bregencji, przypomniał, że pomysł opery zrodził się latem 1968 roku, Czajkowski wybrał tę sztukę Szekspira ze względu na osobiste doświadczenia i przeżycia z dzieciństwa. Chciał bronić głównego bohatera, Żyda Shylocka, w którym niektórzy widzą jedynie pozbawionego skrupułów lichwiarza.
Keith Warner nie przeniósł jednak utworu Czajkowskiego w obecne czasy. Kiedy pytam go, czy nie lubi ubierania bohaterów z przeszłości w dzisiejsze garnitury, odpowiada: – Są przedstawienia tradycyjne i awangardowe eksperymenty. Reżyser musi jednak sprawić, by opera stała się przyjazna dla widza, a oglądanie spektaklu dało satysfakcję. Tymczasem dziś zdarza się, że inscenizator nie cierpi kompozytora czy utworu, a mimo to bierze się do wystawienia tylko po to, by uzasadnić swą niechęć. Ja chcę pokazać, że coś mnie inspiruje i pociąga. Nie zajmuję się rzeczami dla mnie bez wartości.