Gdy The Beatles podbijali Amerykę, Capitol Records zaplanował nagranie ich show w 1964 r. w Nowym Jorku. Nie uzyskał jednak zgody monopolistycznej Federacji Muzyków Amerykańskich, która broniła rynku przed zagranicznymi artystami.
Capitol dopiął swego, gdy grupa pojawiła się 23 sierpnia w Los Angeles w słynnym Hollywood Bowl. Nagrania idealnie oddawały atmosferę pierwszej fali beatlemanii. Beatlesi nie dysponowali jeszcze wprowadzonymi później głośnikami odsłuchowymi i nie słyszeli, co śpiewają – słysząc za to doskonale, jak krzyczy 17-tysięczny tłum fanów, stosując się zresztą do refrenu „Twist And Shout". Capitol podjął drugą próbę rejestracji koncertów 29 i 30 sierpnia 1965 r. Efekt był podobny: z powodu wrzawy widowni taśmy wylądowały w archiwum.
The Beatles byli jedyną grupą z lat 60., która nie wydała w czasach swojej działalności płyty koncertowej. Dlatego wydawcy podjęli próbę przygotowania hollywoodzkich nagrań, kiedy czwórka się rozpadła i nie było szansy na jej nowości. Rzuciła na trudny odcinek najsłynniejszego wówczas mistrza od lepienia nagrań z niczego – Phila Spectora, ale i on nie poradził sobie z wrzaskami fanów.
Jedna z niemieckich wytwórni opublikowała natomiast w 1977 r. fatalnej jakości nagrania koncertów grupy Lennona i McCartneya w hamburskim Star Club z 1962 r, jeszcze sprzed płytowego debiutu. Wtedy wkroczył do akcji pierwszy producent The Beatles, sir George Martin. W drugiej połowie lat 70. nie było już jednak w obiegu trzyścieżkowych magnetofonów, na jakich zarejestrowano hollywoodzkie koncerty. Gdy po długich poszukiwaniach odnalazł jeden, okazało się, że temperatura pracy maszyny rozmagnetyzowuje bezcenne taśmy. Dopiero z użyciem klimatyzacji przeniesiono nagrania na taśmę 16-ścieżkową.
Wydane po raz pierwszy na CD nagrania są jedyną szansą na to, żeby zrozumieć fenomen koncertów liverpoolskiej czwórki. W 1966 roku sami muzycy uznali, że fanek nie przekrzyczą, a rozbudowanych aranżacyjnie kompozycji z płyt w wersji live wykonać się nie da. I tak przez cztery lata estradowej kariery dokonali przełomu w show-biznesie, bo gdy zaczynali – występy trwały dziesięć–dwadzieścia minut. Potem wchodził na estradę następny zespół. W 1966 r. koncerty The Beatles trwały kilkadziesiąt minut.