Pod dom w ogrodzie, gdzie mieści się zakład dla ociemniałych, podjeżdża samochód. Wysiada z niego elegancka, niemłoda już kobieta. Kostium, biała bluzka. Perfumy. „Oddech Stalina – mówi. – Żartowałam. Channel 5”. Kobieta chce się widzieć z Jego Eminencją Prymasem. „Dzwoniłam na Miodową” — rzuca. Ma w głosie coś władczego.
To Julia Brystygierowa. Żydówka, przedwojenna komunistka. „Krwawa Luna”. Faworytka i kochanka Jakuba Bermana i Bieruta. Monstrum. Skończyła wydział historii na uniwersytecie lwowskim, potem kontynuowała studia w Paryżu. Tam podobno była modelką Picassa. W 1928 roku zdała egzamin z pedagogiki, zrobiła doktorat z filozofii.
W czasie wojny przyjęła obywatelstwo sowieckie, wyjechała na Wschód, współpracowała z NKWD. Jesienią 1944 roku wstąpiła do PPR-u i pracowała w Resorcie Bezpieczeństwa Publicznego, od następnego roku była dyrektorem owianego niechlubną sławą Departamentu V. Instruowała swoich pracowników, że „polska inteligencja jest przeciwna systemowi komunistycznemu i właściwie nie ma szans na jej reedukację. Powinna więc zostać zlikwidowana. Ale jej całkowita eksterminacja opóźniłaby rozwój gospodarczy kraju, należy więc wytworzyć taki system nacisków i terroru, aby przedstawiciele inteligencji nie ważyli się być czynni politycznie”.
Tę instrukcją sama wprowadzała w życie. Przesłuchiwała i torturowała więźniów, była znana z sadyzmu, zwłaszcza w stosunku do młodych mężczyzn. Zastraszała Kościół. Przygotowywała proces kieleckiego biskupa Czesława Kaczmarka, miała swój udział w aresztowaniu kardynała Stefana Wyszyńskiego. „To była straszna kobieta” — powiedział o niej prymas.
Jest faktem historycznym, że „krwawa Luna” na stare lata nawróciła się, przyjęła chrzest, zbliżyła do sióstr prowadzących zakład dla niewidomych w Laskach.