Gdynia 2016: "Zaćma" Ryszarda Bugajskiego

”Zaćma” - wielki film Ryszarda Bugajskiego jest jak posłowie do jego wstrząsającego „Przesłuchania”.

Aktualizacja: 20.09.2016 18:43 Publikacja: 20.09.2016 18:30

Foto: Materiały prasowe/ Jacek Drygała

Pod dom w ogrodzie, gdzie mieści się zakład dla ociemniałych, podjeżdża samochód. Wysiada z niego elegancka, niemłoda już kobieta. Kostium, biała bluzka. Perfumy. „Oddech Stalina – mówi. – Żartowałam. Channel 5”. Kobieta chce się widzieć z Jego Eminencją Prymasem. „Dzwoniłam na Miodową” — rzuca. Ma w głosie coś władczego.

To Julia Brystygierowa. Żydówka, przedwojenna komunistka. „Krwawa Luna”. Faworytka i kochanka Jakuba Bermana i Bieruta. Monstrum. Skończyła wydział historii na uniwersytecie lwowskim, potem kontynuowała studia w Paryżu. Tam podobno była modelką Picassa. W 1928 roku zdała egzamin z pedagogiki, zrobiła doktorat z filozofii.

W czasie wojny przyjęła obywatelstwo sowieckie, wyjechała na Wschód, współpracowała z NKWD. Jesienią 1944 roku wstąpiła do PPR-u i pracowała w Resorcie Bezpieczeństwa Publicznego, od następnego roku była dyrektorem owianego niechlubną sławą Departamentu V. Instruowała swoich pracowników, że „polska inteligencja jest przeciwna systemowi komunistycznemu i właściwie nie ma szans na jej reedukację. Powinna więc zostać zlikwidowana. Ale jej całkowita eksterminacja opóźniłaby rozwój gospodarczy kraju, należy więc wytworzyć taki system nacisków i terroru, aby przedstawiciele inteligencji nie ważyli się być czynni politycznie”.

Tę instrukcją sama wprowadzała w życie. Przesłuchiwała i torturowała więźniów, była znana z sadyzmu, zwłaszcza w stosunku do młodych mężczyzn. Zastraszała Kościół. Przygotowywała proces kieleckiego biskupa Czesława Kaczmarka, miała swój udział w aresztowaniu kardynała Stefana Wyszyńskiego. „To była straszna kobieta” — powiedział o niej  prymas.

Jest faktem historycznym, że „krwawa Luna” na stare lata nawróciła się, przyjęła chrzest, zbliżyła do sióstr prowadzących zakład dla niewidomych w Laskach.

— Co sprawia, że osoba, która w czasach najgorszych komunistycznych prześladowań i zbrodni była jednym z filarów systemu stalinowskiego w Polsce, zamienia się w katoliczkę? Co zaszło w jej głowie? To był najtrudniejszy scenariusz, jaki w życiu napisałem. — powiedział mi Ryszard Bugajski jeszcze przed pierwszym klapsem filmu...

Zrobił film o jednym dniu z życia Krwawej Luny, gdy – już w  latach 60., pracując w wydawnictwie PIW – stara się ona o spotkanie z prymasem Wyszyńskim. Ale przedtem musi zostać do niego „dopuszczona” przez księdza, który toczy z nią rozmowę. Jest ociemniały. W czasie procesu kurii krakowskiej w 53. został skazany na osiem lat więzienia, przesiedział pięć. W śledztwie wypalili mu oczy papierosami. Jeden oprawca trzymał go za głowę, drugi szeroko otwierał powieki, trzeci przypalał.

— Różański? — pyta rzeczowo Brystygierowa.

— Nie wiem, ale na pewno jakiś pani kolega z resortu — odpowiada ksiądz.

35 lat temu Ryszard Bugajski zrobił jeden z najmocniejszych polskich filmów „Przesłuchanie”. Pokazał w niej ofiarę stalinowskiego reżimu, prostą dziewczynę, która – torturowana i upokarzana - nie daje się złamać i namówić do złożenia fałszywych zeznań przeciwko niewinnemu człowiekowi. Dziś reżyser przygląda się katu.

Czego pani od nas oczekuje? Sympatii? Współczucia? — pyta siostra zakonna.

— Zrozumienia — odpowiada Brystygierowa.

To samo pytanie zada jej potem prymas: „Grozi pani proces? Potrzebuje pani duchowego wsparcia od jednej ze swoich ofiar?”

Ale to nie jest takie proste. Ona sama nie wie do końca po co tu przyjechała. Chwilami próbuje się tłumaczyć, chwilami atakuje. Działała w czasach, kiedy „praktyka była ważniejsza niż etyka”. Miała swoje zadania. I swoją wiarę. Teraz nie wierzy w nic. Jest zbyt inteligentna, by z dystansu nie wiedzieć, że tamta ideologia się skompromitowała. Ale choć przyjmuje chrzest, nie umie też uwierzyć w Boga.

— Jak ja mam teraz żyć? — pyta w chwili słabości.

„Bóg pani wybaczy, ale nie ludzie” — słyszy w pewnym momencie Brystygierowa. „Przestraszyła się pani samej siebie” — mówi jej ociemniały ksiądz. I jeszcze: „Sumienie. Pani go może nie używa, ale my tutaj tak”.

Bugajski kreśli portret zbrodniarki. Inteligentnej, zdeterminowanej. Świadomej kim była i kim jest. Pasjonujący jest ten jej dialog z duchownymi i z samą sobą. Także dzięki fenomenalnej kreacji Marii Mamony. Chwilami w roli Brystygierowej  twardej i przerażającej, chwilami zagubionej i głęboko przegranej. Absolutnie wiarygodnej. Także dzięki świetnemu Januszowi Gajosowi w roli księdza oraz Markowi Kalicie w roli prymasa - spokojnego, opanowanego, pełnego chrześcijańskiego wybaczenia, a jednocześnie wstrętu.

„Zaćma” to niełatwy film. Po „Przesłuchaniu” były głosy, że reżyser bronił kata, bo pozwolił mu po 1953 roku popełnić samobójstwo. „Bo to znaczyło, że ubek coś zrozumiał i sam sobie wymierzył karę, a funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa nie byli wyłącznie bezwzględnymi mordercami i bandytami. My, niestety, zbyt często naginamy rzeczywistość do z góry założonej tezy. Ta jednostronność wynika z ideologizacji naszego życia. Tymczasem sztuka jej nie toleruje. Zresztą w życiu też jej nie ma — tłumaczył się wtedy Bugajski. 

Teraz zadaje najtrudniejsze pytanie: „Dlaczego?” I nie daje odpowiedzi. Nie może jej dać. Jest w „Zaćmie” taki dialog między księdzem i Brystygierową:

— Chciałem panią poznać, zrozumieć, dlaczego człowiek może się dopuszczać takich rzeczy?

— I zrozumiał pan?

— Nie.

Kultura
Kultura designu w dobie kryzysu klimatycznego
Kultura
Noc Muzeów 2025. W Krakowie już w piątek, w innych miastach tradycyjnie w sobotę
Kultura
„Nie pytaj o Polskę": wystawa o polskiej mentalności inspirowana polskimi szlagierami
Kultura
Złote Lwy i nagrody Biennale Architektury w Wenecji
Kultura
Muzeum Polin: Powojenne traumy i dylematy ocalałych z Zagłady