Mission completed! – obwieścił na Twitterze szef resortu obrony narodowej Mariusz Błaszczak. I stwierdził: „porozumienie w sprawie nowych jednostek US Army w Polsce podpisane. Ustaliliśmy sześć nowych lokalizacji. Polska dołącza do wąskiego grona państw, w których trwale stacjonują amerykańskie wojska. Wielki dzień dla Polski, wielki dzień dla całego NATO!".
Problem w tym, że podpisany dokument jest jedynie deklaracją, która uzupełnia tę podpisaną przez prezydentów Andrzeja Dudę i Donalda Trumpa 12 czerwca. To wtedy Amerykanie zadeklarowali, że liczba żołnierzy przebywających w Polsce zostanie zwiększona o tysiąc. Warto zwrócić uwagę, że w poniedziałkowej deklaracji znalazło się nieostre sformułowanie, „że ta trwała obecność zostanie zwiększona w bliskiej przyszłości". Może zatem dziwić, gdy politycy ogłaszają te informacje jako przełom czy historyczną decyzję.
Już w czerwcu prezydenci ogłosili, że żołnierze będą korzystali z poligonu w Drawsku Pomorskim. Teraz pozostałe lokalizacje zostały doprecyzowane. Część z nich nie mogła zaskakiwać. Od miesięcy w Poznaniu lokowany jest już szkielet wysuniętego amerykańskiego dowództwa dywizyjnego, z kolei w Powidzu znajduje się amerykańska lotnicza brygada bojowa. W Lublińcu znajdzie się baza dla amerykańskich wojsk specjalnych.
Zaskoczeniem może być przesunięcie eskadry bezzałogowców do Łaska (teraz operują z Mirosławca), a także wyznaczenia lotniska Wrocław-Strachowice na siedzibę bazy lotniczej załadunkowo-rozładunkowej Sił Powietrznych USA. W obydwu miejscach już przebywają lub przebywali żołnierze US Army.
W podpisanej w poniedziałek deklaracji znalazło się też sformułowanie wskazujące na to, że trwają jeszcze rozmowy co do określenia miejsca bazowania pancernej brygadowej grupy bojowej. To oznacza, że w sprawie być może najważniejszej lokalizacji nie doszło do porozumienia. Obecnie brygada pancerna operuje m.in. z Żagania, ale MON proponuje przeniesienie jej bardziej na wschód, do Nowej Dęby na Podkarpaciu.