Tego w polskiej polityce jeszcze nie było. Sztaby wyborcze pełne zniecierpliwionych gości, liderzy partyjni czekający z przemówieniami, stacje telewizyjne nadające podczas wieczoru wyborczego programy rozrywkowe. I wyborcy przed telewizorami, którzy zdezorientowani zastanawiali się, dlaczego jeszcze nie można obwieścić, kto wygrał wybory.
Wszystko za sprawą Państwowej Komisji Wyborczej, która wczoraj pięciokrotnie przedłużała czas trwania ciszy wyborczej. Najpierw do godz. 20.20, bo obwodowa komisja wyborcza w Pile musiała sprowadzić zastępczą pieczątkę do stemplowania kart wyborczych.
Dłużej o 20 minut mogli też głosować mieszkańcy Płocka. Tam popsuł się zamek do kasy pancernej, w której przechowywano karty do głosowania.
Do incydentu doszło też w Koszalinie. Wyborca, który prawdopodobnie przez pomyłkę dostał nie tylko kartę do głosowania, ale także spis wyborców, wrzucił go do urny. Wybory przedłużono do 20.25.
W telewizjach pokazujących wieczory wyborcze dało się wyczuć pewną nerwowość. Ale prawdziwe problemy ujawniły się dopiero wraz ze zbliżaniem się godziny zamknięcia lokali wyborczych.