Jakob, zwany Kobim, na stanowisku selekcjonera nie przez wszystkich był mile widziany. Do tego czasu przez 12 lat kadrą Szwajcarów zajmowali się obcokrajowcy: kolejno Niemiec (Uli Stielike), Anglik (Roy Hodgson), Portugalczyk (Artur Jorge), Austriak (Rolf Fringer), Francuz (Gilbert Gress) oraz Argentyńczyk (Enzo Trossero), i mimo marnych rezultatów oddawanie steru w ręce obcych nadal miało wielu zwolenników. W przypadku Kuhna nie chodziło zresztą tylko o paszport. Kobi znaczy ksiądz – kibice obawiali się, że trener o miękkim sercu nie poradzi sobie z rozkapryszoną kadrą.
Po siedmiu latach Kuhn uznawany jest za najlepszego szwajcarskiego trenera w historii, prasa pieje z zachwytu i pisze, że jego drużyna wyleczyła gospodarzy turnieju z kompleksów. Szwajcarzy uważają, że ich obecna reprezentacja gra najlepiej od czasu, gdy są kolorowe telewizory. To oczywiście nawiązanie do największych sukcesów, kiedy to na mistrzostwach świata w 1934, 1938 i 1954 r. Helweci dochodzili do ćwierćfinału.
Jednak na pierwszy turniej Kuhn wprowadził reprezentację dopiero po trzech latach pracy, ale sukcesywnie odmładzał drużynę. – W oczach piłkarzy zobaczyłem, że gra w kadrze i poświęcanie się dla kolegów przestało ich bawić. A my jesteśmy tak małym narodem, że nie możemy sobie na to pozwolić – mówił. Na Euro 2004 w Portugalii zabrakło sukcesów: Szwajcarzy nie wyszli z grupy, przegrywając z Anglią 0:3 i Francją 1:3 oraz bezbramkowo remisując z Chorwacją. Do historii przeszedł tylko 18-letni Johan Vonlanthen – strzelił gola Francuzom i stał się najmłodszym piłkarzem, któremu udało się pokonać bramkarza na Euro.
Rok wcześniej Szwajcarzy dowiedzieli się, że będą organizować mistrzostwa Europy w 2008 roku. Od tamtej pory teraźniejszość przestała się liczyć, Kuhn miał się zająć przede wszystkim budowaniem drużyny, która nie przyniesie wstydu na własnych stadionach. Jego młodzi chłopcy po męskiej walce zdołali jednak od razu awansować na mundial w Niemczech. W barażach zmierzyli się z Turkami, którzy nie mogli się pogodzić z porażką i na stadionie w Stambule przez kilka minut trwała bijatyka. Benjamina Huggela UEFA zdyskwalifikowała na sześć meczów. Ponieważ Szwajcarzy po mundialu grali tylko mecze towarzyskie, wydawało się, że jeden z kluczowych piłkarzy nie będzie mógł wystąpić przed własną publicznością, ale po mistrzostwach świata resztę kary zdecydowano się anulować. W Niemczech turnieju drużyna Kuhna zaprezentowała się lepiej niż przyzwoicie. Wspólnie z Francją wyszła z grupy, po czym co prawda odpadła po karnych z Ukrainą (żadnemu ze Szwajcarów nie udało się wykorzystać rzutu karnego), jednak i tak był to sukces ponad stan.
Kuhn był przekonany, że idzie w dobrą stronę. Oparł zespół na swoich byłych podopiecznych z drużyn juniorskich i młodzieżowych. Zapowiadał, że jego kwiatki rozkwitną dopiero na Euro w ojczyźnie. Tyle tylko, że zupełnie nie poradził sobie w dwuletnim okresie bez meczów o stawkę. Szwajcarzy ostatnie spotkanie wygrali w październiku ubiegłego roku – z jeszcze słabszą Austrią, a później już tylko przegrywali: z USA 0:1, Nigerią 0:1, Anglią 1:2 i Niemcami 0:4. Kuhn, który wcześniej potrafił zmotywować piłkarzy do pokonania Holandii czy remisu z Argentyną, zwątpił w realizację planu minimum, jakim jest awans do ćwierćfinału. Dziwna niedyspozycja reprezentacji zastanawia tym bardziej, że szwajcarscy piłkarze w klubach radzą sobie przyzwoicie.