Katarzyna W. zaginęła 9 czerwca 2000 roku. Miała 26 lat. Tamten dzień niczym się nie różnił od innych. Kobieta wróciła wieczorem z córką do domu. Wykąpała dziecko. – Następnego dnia zadzwonił zięć i powiedział, że córka zaginęła – wspomina Grażyna Siwik, mama Katarzyny. Dotarliśmy do akt sprawy. Wynika z nich, że podczas śledztwa zignorowano dowody, które mogły wskazywać, że Katarzynę zamordowano. Przesłuchania świadków przerywano, kiedy zaczynali mówić o nowych faktach. Podejrzewany o zabójstwo mąż Katarzyny mógł być chroniony przez lokalną policję.
Przypomina to dramat rodziny porwanego Krzysztofa Olewnika. Policja prowadziła nieudolne śledztwo (trzem policjantom postawiono w końcu zarzuty), a Olewnikowie latami bezskutecznie szukali pomocy u władz. Rodzina Katarzyny o nieprawidłowościach w śledztwie informowała Ministerstwo Sprawiedliwości, Biuro Spraw Wewnętrznych Policji i rzecznika praw obywatelskich. Bez skutku. Grażyna Siwik: – Nie spocznę, dopóki winni zaniedbań nie zostaną ukarani. Myśmy robili to, co powinna policja, a nie jesteśmy żadnymi fachowcami.
[srodtytul]Sąsiad prokurator[/srodtytul]
Kolno to 11-tysięczne miasteczko na Podlasiu. Katarzyna z mężem Markiem mieszkali w domku jednorodzinnym, 300 metrów od komendy policji i 100 od prokuratury. Rodzina Marka posiadała masarnię i kilka nieruchomości w Kolnie i Piszu (skąd pochodziła Katarzyna).
[wyimek]Świadkowie widzieli w nocy dwóch mężczyzn, którzy wkładali do auta worek przypominający ludzkie ciało[/wyimek]