[b]Jacek Pawlicki, "Gazeta Wyborcza":[/b] "W Strasburgu będzie więcej partii skrajnych i populistycznych – widać, że integracja zaczęła Europejczykom doskwierać. Holendrzy, Belgowie, Brytyjczycy, Austriacy boją się tego, co było zawsze siła Europy – otwartości. Nie chcą dzielić się stabilnością i pokojem z sąsiadami, boją się rynkowych swobód, które budowało kilka pokoleń. Europa nie jest w dobrej formie. W Polsce takich antyeuropejskich populistów nie było, a partie podwyższonego ryzyka – jak Libertas – przegrały z kretesem." Pawlicki zwraca uwagę, że wybory wygrała u nas Platforma ale też PiS uznał znaczący wynik. A partia Kaczyńskiego - jak pisze – nie domaga się "Polski dla Polaków", jak choćby skrajnie prawicowy węgierski Jobbik, który wprowadził swoich ludzi do Strasburga na fali "Węgier dla Węgrów"".
[b]Michał Karnowski w "Dzienniku"[/b] podkreśla, że obie główne formacje - i Platforma i PiS mogą być zadowolone ze swoich wyników. "Obie formacje mocno czują się w siodłach i mimo narzekań na monopolizację sceny politycznej mogą być pewne, że tylko one będą się liczyły w starciu 2010 roku o prezydenturę, a rok później – o parlament". "Gdybym jednak miał zdecydować, kto wypił tego wieczoru więcej wina i kto czynił to z większą radością, to odpowiem – jednak Kaczyński. To trochę irracjonalne, ale on bał się bardziej, on walczył o życie. Z drugiej strony zaś Tusk, sądzę, liczył na nieco więcej, chyba powyżej 50 proc poparcia. A może nawet na zdublowanie wyniku PiS, co przecież w sondażach wielokrotnie się PO zdarzało". Ale – jak podkreśla Karnowski – to wrażenia i emocje. Bo ja przyznaje, wybory wygrała PO i w wyścigu po prezydenturę – a to jest dziś dla polityków najważniejsze. Bo – jak pisze na razie Kaczyński batalie o 2010 rok przegrywa. "Ale dostaje szansę, by znów stanąć na ringu" – dodaje.
[b]Aleksander Smolar, na łamach dziennika "Polska":[/b] "Po tych eurowyborach polska scena polityczna jeszcze wyraźniej podzieliła się między dwie dominujące partie prawicowe: PO i PiS. Chociaż rozkład sił zasadniczo się nie zmienił, Platforma potwierdziła swoją wysoką pozycję. Nie tylko zdobyła poparcie wyższe niż w poprzednich wyborach europejskich, ale też zgarnęła więcej niż w wyborach parlamentarnych z 2007 roku. To się oczywiście może zmienić jeśli pogorszy się nasza koniunktura gospodarcza. Na razie Polska jest powszechnie chwalona za stosunkowo dobrą sytuację w gospodarce. Niezłe są również wyniki Prawa i Sprawiedliwości, zresztą wbrew diagnozom komentatorów, według których partia ta przechodzi wewnętrzny kryzys. Być może swój wynik zawdzięcza histerycznej kampanii antyniemieckiej i wysłaniu do europarlamentu swoich najbardziej znanych polityków."
[b]Tomasz Sakiewicz z "Gazety Polskiej"[/b] na swoim blogu w Salon24.pl: "Powtórzyły się wyniki z wyborów parlamentarnych 2007 r. PO miała tu pod górkę, bo rządzi w czasie kryzysu i rządzi wyjątkowo słabo. PiS miało pod górkę, bo te wybory najmniej interesują jego elektorat. W dodatku PiS utracił wpływ na media publiczne, które zaczęły popierać wyhodowaną po prawej stronie frondę w postaci Libertasu. Operacja z Liberatsem nie udała się. Rządowi nie pomogła totalna klaka ze strony większości dziennikarzy i mediów. PO nie zmiażdżyła PiS-u, ale PiS nie pogrążył PO. Platforma pokazał, że doszła do granic swoich możliwości. PiS jeżeli chce rządzić musi znaleźć sposób jak pozyskać młodych wyborców. Scena polityczna w Polsce dzieli się na dwie partie i nic tego nie jest w stanie zmienić. Zmienić może się jedynie to, kto będzie opozycją a kto rządem".
[b]I jeszcze Krzysztof Leski, z blogu w Salon24.pl:[/b] "Wybory 4-7 czerwca 2009 są klęską socjalistów. Liczbowo porażką, ale klęską zważywszy okoliczności i oczekiwania. Frakcja socjalistyczna w PE kurczy się o jedną trzecią, centroprawica z EPL rośnie o kilka procent. Inne, mniejsze frakcje stoją na tym, na czym stały. W roku gigantycznego kryzysu, gdy media sugerują klęskę kapitalizmu i wolnej gospodarki rynkowej - czyli podstaw programowych centroprawicy - to wyniki niezwykłe. A przyczyny? Szczerze - nie mam pojęcia. Zgaduję: wyborcy en masse uznali agresywną, antykapitalistyczną retorykę lewicy za przesadzoną lub wręcz absurdalną. Woleli uwierzyć centroprawicy, że wolny rynek znowu się sprawdzi przy nieco przykręconej śrubie kontroli państwa. Uwierzyli - mimo, że rządząca w niejednym kraju centroprawica sięgnęła chwilowo po czysto socjalistyczne środki walki z kryzysem. Przynajmniej wszakże podkreślała tymczasowość. Europejczycy są może naiwni, ale w obliczu kryzysu nie wracają do socjalizmu. To już coś".