– Polska nie akceptuje stawiania na jednej płaszczyźnie działalności polskiej przedwojennej policji z ludobójczymi praktykami aparatu przemocy nazistowskich Niemiec i stalinowskiego ZSRR – powiedział rzecznik MSZ Piotr Paszkowski.
Ostrą reakcję polskiej dyplomacji wywołała wypowiedź szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Walentyna Naływajczenki podczas uroczystości otwarcia 28 czerwca we Lwowie w dawnym polskim, a później sowieckim więzieniu muzeum totalitaryzmu. Naływajczenko powiedział: „Na ukraińskiej ziemi władze zmieniały się jedna za drugą i miały wspólny cel: zniszczyć wszystko, co ukraińskie. Nieważne, czy do więzienia na Łąckiego kierowała polska policja, niemieckie gestapo czy radzieckie NKWD”.
Interwencję IPN w sprawie wypowiedzi Naływajczenki zapowiedział też rzecznik instytutu Andrzej Arseniuk. Nazwał ją „godną ubolewania”. Dodał, że prezes IPN Janusz Kurtyka będzie interweniował w tej sprawie podczas spotkania ze swym ukraińskim odpowiednikiem – szefem Archiwów Bezpieczeństwa Ukrainy.
– Podobne wypowiedzi służą konkretnym celom politycznym i na pewno będą się pojawiać – powiedział „Rz” historyk prof. Andrzej Chojnowski. – Politycy zniekształcają ten rozdział historii. Trudno byłoby udowodnić tezę, że polska policja zachowywała się tak jak gestapo czy NKWD.
Reakcją MSZ są zaskoczeni Ukraińcy. – Polacy nie powinni się obrażać. Dzielenie okupantów na lepszych i gorszych nie jest rzeczą możliwą, a przedwojenne więzienia lwowskie nie służyły Ukraińcom za kurorty. Przypomnę, że Polacy wyrządzili Ukraińcom wiele krzywd. Warto wspomnieć choćby obóz w Berezie Kartuskiej – mówi „Rz” Stepan Chmara, znany sowiecki dysydent pochodzący ze Lwowa.