Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko 11 osobom.
Początki sprawy sięgają 2006 roku. Wówczas w siedzibie poznańskiego CBŚ pojawiła się prostytutka. Zeznała ona, że dwukrotnie świadczyła usługi policjantowi z Gniezna. Miała to być zapłata za krycie przestępcy. Funkcjonariusz został zatrzymany. W jego piwnicy śledczy znaleźli dokumenty z postępowań przygotowawczych. Wkrótce gotowy był akt oskarżenia przeciwko niemu. Na tym sprawa jednak się nie zakończyła. Śledczy wzięli bowiem pod lupę zleceniodawcę. Okazało się, że Wojciech Z. jest przywódcą gangu, który zarządzał "stajnią" prostytutek.
- Były to młode kobiety znajdujące się w trudnej sytuacji materialnej. Godziły się na swą rolę w zamian za różnego rodzaju obietnice - tłumaczy Andrzej Laskowski, naczelnik Wydziału V ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu. Prostytutki z reguły pracowały przy drogach. Połowę zysków oddawały swym mocodawcom. Niektóre z nich były wysyłane do lokali w Niemczech. Tam podział zysków był bardziej skomplikowany, ponieważ część pieniędzy inkasowali właściciele domów publicznych. W śledztwie pojawił się też wątek handlu ludźmi. Jeden z oskarżonych kupił od kolegi kobietę, za którą zapłacił... 300 złotych.
Członkowie gangu byli bezkarni przez cztery lata. Kiedy sprawa wyszła na jaw, prostytutki próbowały kryć swoich mocodawców. Efekt - 10 kobiet usłyszało zarzut składania fałszywych zeznań. W czerwcu tego roku stanęły przed sądem i dobrowolnie poddały się karze. Usłyszały pozbawienia wolności w zawieszeniu.
Proces gangu stręczycieli najprawdopodobniej rozpocznie się dopiero jesienią. Wcześniej sędzia, który poprowadzi proces będzie się musiał zapoznać z aktami liczącymi kilkadziesiąt tomów. 220 stron liczy sam akt oskarżenia.