Potwierdziły się informacje “Rz” z zeszłego tygodnia: USA wciąż szukają kogoś, kogo mogliby wysłać na obchody 70. rocznicy wybuchu wojny. – Mamy już potwierdzenie od 20 premierów. Stany Zjednoczone to jedyny kraj, który nie zgłosił jeszcze swojej delegacji – powiedział wczoraj “Rz” Andrzej Przewoźnik, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.
Szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak przyznał wczoraj w Radiu TOK FM, że USA będzie w Polsce reprezentowała jedynie delegacja Senatu. Podkreślał, że brak wysokich urzędników administracji Stanów Zjednoczonych w czasie obchodów nie jest porażką rządu, bo 1 września przyjedzie wielu premierów.
– Myślę, że to jest duża i bardzo poważna reprezentacja i nie przywiązywałbym szczególnej wagi do tego, że z jednego z krajów nie przyjedzie reprezentant obecnej administracji – przekonywał Nowak, przestrzegając przed popadaniem z tego powodu “w polskie kompleksy”. – Z Waszyngtonu jest bardzo daleko do Polski – zaznaczył.
Ale to nie odległość decyduje o dyplomacji. Z USA do Polski jest w linii prostej ok. 8,5 tys. km. A więc o wiele bliżej niż do siedmiu państw afrykańskich, w których w sierpniu sekretarz stanu Hillary Clinton spędziła aż 11 dni, by zaznaczyć wsparcie administracji prezydenta Baracka Obamy dla demokracji i wzrostu gospodarczego na Czarnym Lądzie. Przykładowo, do Nigerii jest 11 tys. kilometrów, do Demokratycznej Republiki Konga ok. 13 tys. km, a do Kenii 14 tys. km.
Co na to Amerykanie? – Czekamy na oficjalną decyzję w tej sprawie. Mam nadzieję, że będziemy ją mogli wkrótce ogłosić – powiedział wczoraj “Rz” Chuck Ashley, attaché kulturalny z Ambasady USA w Warszawie.