– Wy, Polacy, dziwnie i nieufnie reagujecie na widok osoby z rozłożoną mapą i zaczepiającej ludzi – śmieje się Javier, turysta z Hiszpanii poznany w jednym z warszawskich hosteli. – Ale jak już pytam o drogę, to jeszcze nikt nie odmówił mi pomocy. Niektórzy sami prowadzili do miejsc, o które pytałem.
Javier nie ufa tradycyjnym drukowanym przewodnikom. Przed przyjazdem do Polski sprawdzał w Internecie, co warto u nas zobaczyć. Ale nie ukrywa, że jego zdaniem najlepsza pomoc w spędzeniu fantastycznych wakacji to po prostu zwykli ludzie napotykani na turystycznych trasach lub w hostelach.
Opowiada też, że im mniejsza miejscowość, tym ludzie bardziej pomocni. Javier jest w Polsce już czwarty raz. W tym roku był w Malborku i w Gierłoży – słynnym Wilczym Szańcu, kwaterze Adolfa Hitlera.
– U was jest takie powiedzenie. „Tschubek dzensika za pschefodnika” – wyraźnie się męczy, próbując mówić po polsku Javier. – Shit! Guided by the tip of the tongue – przechodzi na angielski i oddycha z ulgą.
[srodtytul]Oferta dla starszych z kasą[/srodtytul]