Premier wśród powodzian, na tle statku kontenerowca, u rannego górnika. Albo w warszawskim Muzeum Narodowym na podpisaniu paktu dla kultury. Od początku maja opinia publiczna non stop ogląda takie obrazy.

– Wizyty gospodarskie w stylu Edwarda Gierka – drwią złośliwi. Rzeczywiście, oprawa niektórych wyjazdów może budzić rozbawienie. – Oczy mi się śmieją na widok tych domków – to słowa Donalda Tuska z wizyty w Kłodnem w Małopolsce. Pojechał tam 12 maja, aby odwiedzić powodzian, którzy dzięki państwowej pomocy zamieszkali w nowych domach. – Gdyby nie pan, panie premierze, to nie wiem, co by z nami było – mówi do Tuska witająca go kobieta. Filmiki z takimi wypowiedziami nagrywają pracownicy kancelarii premiera, a potem wrzucają je na portale typu YouTube.

– Dla ludzi z mniejszych miejscowości przyjazd ważnego polityka zawsze jest wydarzeniem. Do Warszawy mogłaby przyjechać królowa Elżbieta i nikt by się tym nie zainteresował – mówi Małgorzata Kidawa-Błońska, ważny członek sztabu wyborczego PO.

Czytaj w tygodniku "Uważam Rze" oraz na uwazamrze.pl