Sędzia Maciej Jabłoński po awanturze, jaką wywołała jego decyzja o wysłaniu prezesa PiS na badania psychiatryczne, poszedł na kilkudniowy urlop.
W ostatni dzień urlopu wieczorem dowiedział się z mediów, że Sąd Okręgowy w Warszawie, na wniosek adwokata Jarosława Kaczyńskiego, który zarzucał mu brak obiektywizmu i upolitycznienie, odsunął go od prowadzenia procesu, którego jeszcze nie rozpoczął. Ale który uczynił go najbardziej znanym sędzią w Polsce. – Maciej już tak ma, że czasem podejmuje decyzje „śmiertelne" – mówi jeden z warszawskich sędziów.
43-letni Jabłoński od siedmiu lat orzeka w Wydziale III Karnym Sądu Rejonowego m.st. Warszawy. Ten wydział zajmuje się sprawami, w których nazwiska oskarżonych rozpoczynają się na litery od A do L. Dlatego tu po wielomiesięcznych perturbacjach trafiła sprawa przeciwko Kaczyńskiemu, który Janusza Kaczmarka, byłego szefa MSWiA i prokuratora krajowego, nazwał agentem śpiochem.
– Bardzo restrykcyjny, silnie trzymający dyscyplinę, niezawisły – to najczęstsze opinie o Jabłońskim znanych warszawskich adwokatów. Ale nie chcą rozmawiać pod nazwiskiem. – Wcześniej czy później trafimy na tego sędziego – tłumaczy jeden z nich.