W kampanii nie liczy się ani kiełbasa wyborcza, ani nawet gotowość składania obietnic bez pokrycia w cyklu „A głupiemu radość". W kampanii liczy się skuteczność mierzona liczbą głosów w urnach. Możemy się zżymać, że polski parlament Anno Domini 2011 ma szansę zaludniać pięciu Kwaśniewskich, pięciu Kaczyńskich, dwóch Ziobrów i aż 14 Pawlaków. Ludzi znanych głównie (wyłącznie?) ze znanego nazwiska, którzy postanowili dać sobie szansę i chcą na plecach polityków z pierwszej linii wjechać na Wiejską. Spokojnie, inne nazwiska też mogą pomóc. Są Jan Kochanowski, Adam Mickiewicz, pięciu Sienkiewiczów, ale bez Henryka, dwóch Wojtyłów, ale bez Karola, Wyszyński, Gołota, a kiedyś był Tusk. Łukasz Tusk, od którego po wyborach odwróciła się nawet lokalna Platforma.
Gdy media mainstreamowe dopieszczają rząd i premiera, kosząc PiS grubym słowem, a SLD grubym dowcipem, portale plotkarskie bardziej niż na partię rządzącą stawiają na greps i bajer. To dlatego o posiadaczach znanych nazwisk w tej kampanii mówi się często i gęsto. Średnio rozgarnięty internauta w wieku wskazującym na niewykształcone w pełni szare komórki, zainteresowany bardziej biustem Dody niż fobiami Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, tyle akurat „zajarzy".