O
co
walczy
dziś
Aktualizacja: 20.03.2012 00:55 Publikacja: 20.03.2012 00:55
Lech Wałęsa
Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch DM Danuta Matloch
Wódz?
Robię swoje. Szczególnie podczas podróży zagranicznych. Zachęcam do budowania jedności europejskiej i globalizacji. Podpowiadam, że obecne systemy do tych pojęć nie pasują. System ekonomiczny nie pasuje. Stąd wybuchy i protesty.
Pan
prezydent
mówi
tylko
o
Unii
Europejskiej?
W Ameryce mają podobny problem. Ludzie protestują tam przeciwko bankom. Wszędzie na świecie podważany jest kapitalizm. Oczywiście wszyscy mówią o gospodarce wolnorynkowej i jej niesprawiedliwościach. Ja to podkreślam i o tym mówię, że musimy poprawić system ekonomiczny i demokrację. Ludzie nie biorą dziś demokracji na poważnie, a politycy nie przewodzą narodom.
A
dla
Polski
co
robi
dzisiaj
Lech
Wałęsa?
W Polsce głównie muszę odpowiadać na ataki historyczno-histeryczne.
Do
ataków
na
pana
wrócimy...
Szkoda, że muszę na to tracić czas. Dzisiaj oczywiście pracuję i nie uchylam się od odpowiedzialności. Tłumaczę, czym jest dziś Polska, i pokazuję, że jesteśmy w szerszym procesie – tak, aby rodacy to rozumieli. Chcę też umacniać wartości, które są nam wszystkim bliskie. Mówię o wadze pluralizmu i wolności, o polskości i pięknie ojczyzny. Dzisiaj zaangażowałem się w podkreślenie wagi hymnu narodowego dla jedności Polaków (26 lutego obchodziliśmy 85. rocznicę ustanowienia Mazurka Dąbrowskiego hymnem RP – przyp. red.).
Porozmawiajmy
o
książce
Roberta
Krasowskiego
„Po
południu",
w
której
autor
pokazuje
pańską prezydenturę
w
nowym
świetle...
I to jest publikacja, która najlepiej obrazuje moją prezydenturę, mimo że Krasowski nie ustrzegł się błędów. Ale najlepiej mnie zrozumiał, pokazał moją walkę, cele i wytłumaczył zachowania.
Inteligencja
solidarnościowa
szybko
odwróciła
się
od
pana
po
objęciu
urzędu
prezydenta
RP.
Robotnicy zawsze mnie popierali, ufali mi bezgranicznie, szli za mną i dlatego miałem moc. Inaczej sprawa wyglądała z „jajogłowymi". Inteligenci chcieli a to wielkich dyskusji, a to żebym się douczał i książki czytał...
Ci
„jajogłowi"
nie
chcieli,
żeby
został
pan
prezydentem.
Do
dziś
mówią,
że
Wałęsa
był
świetny,
tylko szkoda,
że
został
głową
państwa.
No bo jak to? Robotnik, elektryk ze stoczni prezydentem? Uważali, że nie nadaję się na prezydenta i jestem nieobliczalny. Bzdura! W koncepcji obalenia komunizmu, jaką sobie założyłem, te wszystkie informacje były mi niepotrzebne. Gdybym chciał być premierem lub ministrem, to co innego. Musiałbym się wiele nauczyć i dokształcić. Sięgałbym po ekspertów. Ale do walki, którą ja założyłem, czyli denerwowania komunistów, budzenia i inspirowania narodu, organizowania i uruchomienia pluralizmu, żadnej większej wiedzy oprócz tej, którą miałem, nie potrzebowałem. Gdybym naprawdę chciał być premierem, to inaczej bym się ustawiał i przygotowywał. Ja nawet wiedziałem, że przegram wybory o drugą prezydenturę, ale ja nie mogłem iść na skróty. Żeby nie popsuć demokracji, musiałem przegrać.
Wiedział
pan,
że
przegra
drugie
wybory?
Oczywiście, że wiedziałem. Nawet kilka ruchów wcześniej zrobiłem.
Jakich?
Na przykład zwolniłem Wachowskiego, bo gdyby dalej był przy mnie, to jego obarczano by winą za moją przegraną. W innej koncepcji prezydentury niż ta, którą proponowałem i chciałem realizować przez kolejnych pięć lat, bym się nie odnalazł. W drugiej kadencji chciałem rządzić przez dekrety. Do innej koncepcji nie pasowałem. Mój charakter nie pasował do innego systemu niż prezydencki, którego ostatecznie nie udało mi się wprowadzić.
Z
lektury
„Po
południu"
wyłania
się
obraz
pańskiej
osoby
jako
polityka
niezrozumianego
przez własne otoczenie
i
bardzo
osamotnionego.
Jak
było
naprawdę?
Tak, moje otoczenie mnie nie rozumiało. Zawsze byłem sam, bo ja im nie mogłem mówić, jaką mam koncepcję na walkę. Komuniści przegrali przez przypadek. Bronili się jeszcze długo po przegranej. Tragedia moja polegała na tym, że ja nie mogłem powiedzieć, co ja gram. Bo jeśli powiem, to jest koniec. A ci wszyscy intelektualiści, którzy mnie otaczali, wymagali, żeby z nimi podyskutować i powiedzieć im, co robię.
Mówiłem od początku, że nie chcę być prezydentem, ale muszę. Nic dalej. Przecież nie mogłem powiedzieć, że muszę strącić generała Jaruzelskiego, bo on was nie wprowadzi do Europy i NATO. Przecież gdybym powiedział, że Mazowiecki ma zrobić brudną robotę, i powiedział, co to za robota, to Polacy żadnego solidarucha nie wybraliby już nigdy więcej w kolejnych wyborach.
Nie mogłem mówić, co zrobię. Dlatego moja gra dla wielu była niezrozumiała. Mnie zawsze nie rozumiano. A inteligenci lubili bałamucić i sami chcieli być bałamuceni. A czym mądrzejsze pomysły miałem, tym większy szedł na mnie atak. Przeszkadzano mi w prezydenturze, zamiast pomagać.
I
szybko
doszło
do
„wojny
na
górze".
Kto
doprowadził
do
podziału
obozu
solidarnościowego
na ?szczytach władzy?
„Wojna na górze" to nie moja sprawka. Przeczytałem w „Kulturze" Giedroycia, że demokracja to nic innego, jak wojna każdego z każdym w żelaznych ramach prawa. To mi się tak spodobało, że powiedziałem 13 maja 1990 r. na zebraniu Komitetu Obywatelskiego: „Jeśli jest spokój u góry, to na dole jest wojna. Dlatego zachęcam państwa do wojowania". Rzecznik rządu pani Małgorzata Niezabitowska wzięła to hasełko, a później dopisano, że ja wojuję i rozpocząłem wojnę. Otóż nie. Ja byłem na czele i ja rozdawałem karty, więc to ze mną można było wojować.
Mazowiecki
i
Geremek
w
pana
uderzyli?
Nie chciałbym w te sprawy wchodzić. Oni zostali ocenieni przez historię. Odegrali swoją rolę, a ja personalnie nie chciałbym mówić o nich z tamtego czasu. Nie będę im dokładał.
Dlaczego
kiedy
PZPR
się
sypał,
nie
zawalczył
pan
od
razu
o
prezydenturę,
jak
chciała
część posłów
OKP,
tylko
uważał
pan,
że
z
powodów
geopolitycznych
prezydentem
Polski
musi
być komunista?
Mówił
pan
wtedy
do
tych,
którzy
się
z
panem
nie
zgadzali:
„Robiłem
sobie
zdjęcia
z?wami. Jak
będzie
trzeba,
to
sobie
zrobię
zdjęcie
z
Kiszczakiem".
Najpierw
chciał
pan,
żeby
głową
państwa
został gen.
Czesław
Kiszczak,
a
później
gen.
Jaruzelski.
Dlaczego?
Ledwo przeszliśmy komunizm. Nie wiedzieliśmy, czy oni naprawdę są tacy słabi, czy tylko się chwieją. W Polsce stacjonowała armia radziecka. Przecież tu było 3 mln komunistów z rodzinami...
A
nie
było
tak,
że
miał
pan
od
początku
plan,
żeby
zostać
prezydentem
wybranym
przez
naród,
a ?nie
przez
Zgromadzenie
Narodowe?
Nie, bo ja na to nie patrzyłem. A prezydentem nie chciałem być. Może mówiłem inaczej czasem, ale grałem. Prezydentem musiałem być, żeby wyrwać do końca kraj ze szponów komunistów, ale nie chciałem, a w drugiej mojej kadencji prezydenckiej miałem budować. Ale nie dano mi.
Z
perspektywy
czasu
nie
uważa
pan,
że
największą
porażką
pańskiej
prezydentury
było
to, że
nie
udało
się
wprowadzić
systemu
prezydenckiego?
Ja to mogłem zrobić, ale musiałbym iść twardo. Mogłem przycisnąć Mazowieckiego i innych, ale bardziej potrzebowaliśmy w Polsce demokracji niż systemu prezydenckiego.
Może
gdyby
był
pan
twardszy
i
zmienił
ustrój,
to
byłby
pan
prezydentem
przez
dwie
kadencje?
Odstrzeliliby mnie. Zabiliby mnie. Na wszystkich poligonach były podstawione ładunki, żeby nas wszystkich wysadzić w powietrze, gdybyśmy tylko poszli o krok dalej. Do połowy mojej kadencji prezydenckiej czerwoni mieli jeszcze siłę. Mnie podsłuchiwali w Belwederze.
Był
pan
podsłuchiwany
jako
prezydent
RP?
Dopiero na moje polecenie zdjęto podsłuchy. Wyrwaliśmy je i wyrzuciliśmy. Od generałów dowiedziałem się później, że długo byłem jeszcze podsłuchiwany przez nasze służby.
Nasze,
czyli
jeszcze
ich?
Nasze polskie służby, ale jeszcze z rozdania czerwonych.
Może
trzeba
było
od
razu
przeprowadzić
dekomunizację
i
lustrację?
Panie, to mógł pan to zrobić! Ja nie miałem ludzi. Moi koledzy się wyłamali. Nie miałem partii. Mazowiecki i Geremek się wyłamali i nie miałem nic. Byłem sam. Miałem tylko Kaczyńskich na początku przy sobie, ale oni szybko zaczęli grać swoją grę. Byłem sam, ale i tak poszło mi chyba nieźle.
4
czerwca
komuniści
ponieśli
prestiżową
porażkę.
PZPR
przegrał,
a
mimo
wszystko
komuniści
domagali się
35
mandatów
jako
warunku
zachowania
konstrukcji
przyjętej
przy
Okrągłym
Stole,
jak mówił
gen.
Jaruzelski.
Dlaczego
środowisko
solidarnościowe,
które
osiągnęło
wielki
sukces w
wyborach,
dało
się
złapać
na
blef
generałów,
że
może
dojść
do
unieważnienia
wyborów?
Jak mieliśmy zweryfikować ich blefy? Rozwaliłem koalicję komunistów z Malinowskim i Jóźwiakiem, a później zostałem prezydentem. Zrobiłem wtedy tyle, na ile miałem siły i mądrości. Pan nawet nie wie, na jakie trafiałem opory w swoich szeregach. Już nie mówię o komunistach.
Czyje
opory?
Różnych ludzi. W walce było prościej, a później już była władza. Na tym polega demokracja, że każdy chce pokazać, że ma lepszy pomysł na rządzenie. A koncepcja mogła być tylko jedna.
Dlatego
rozpadł
się
triumwirat
Wałęsa
–
Mazowiecki
–
Geremek?
W trójkę byliśmy idealni, ale na czas walki. W walce było łatwiej, niż kiedy przyszła władza. Potem już były ambicje i różności. Każdy chciał pokazać, że jest lepszy. Kiedy osadziłem Mazowieckiego na urzędzie, on powiedział, że nie będzie malowanym premierem.
Mazowiecki
nie
chciał
pana
poinformować
o
swoich
decyzjach
personalnych
i
obsadzie
rządu, za
co
podobno
był
pan
rozżalony.
Po
spotkaniu
u
abp.
Tadeusza
Gocłowskiego
31
sierpnia
powiedział
pan Mazowieckiemu:
„To
ja
pana
zrobiłem
premierem",
na
co
on:
„No
tak,
ale
ja
już
tym
premierem
jestem". I
konflikt
między
wami
rozgorzał
na
dobre.
Nie chciałem Mazowieckiego prowadzić, ale on nie miał koncepcji. Odkąd tylko został szefem rządu, robił wszystko, żeby pokazać, że malowanym premierem nie jest. Ale pomysł na Polskę miałem ja, a nie on. To ja chciałem wyprowadzić wojska radzieckie z Polski, a nie on. Mazowiecki to jest porządny człowiek, ale legalista. Później musieliśmy się zgodzić na Jaruzelskiego prezydenta.
Musieliście?
Musieliśmy, i to nie była żadna łaska. Mazowiecki jak się umówił, to dotrzymywał słowa. A tu nie można było dotrzymywać słowa. Więc ja musiałem łamać słowo, łamać sumienie, iść dalej i rozbijać wszystko po drodze.
I
do
pomógł
pan
w
rozbiciu
kilku
rządów.
Mazowiecki
drugi
raz
nie
zgodził
się
zostać
premierem.
Prosiłem, żeby się zgodził. Mówiłem: „Nic się nie stało, jeździmy dalej. Ja się nie będę wtrącał". Odpowiedź była taka: „Ja będę pracował, a pan będzie śmietankę spijał". Mazowiecki podziękował mi za współpracę.
Nie
żałuje
pan,
że
Bronisław
Geremek
nie
został
premierem?
Geremek to był najmądrzejszy człowiek i szkoda, że nie mogłem go posadzić na pierwszego premiera Polski.
Dlaczego
Geremek
nie
został
premierem?
Z różnych powodów i względów nie mógł zostać. On był za miękki. Jak go ktoś czymś trącił, to od razu rezygnował i się obrażał. Żałuję, że Geremek nigdy nie był premierem Polski. Po Mazowieckim szukałem kogoś na premiera, a cała Warszawka mi odmówiła.
I
znalazł
pan
Jana
Krzysztofa
Bieleckiego
z
gdańskiego
KLD,
bo
podobno
myślał
pan,
że
to
Czesław
Bielecki.
„Nie miałem partii. Mazowiecki i Geremek się wyłamali i nie miałem nic. Byłem sam. Miałem tylko Kaczyńskich, ale oni szybko zaczęli grać swoją grę"
Mało go wtedy znałem, ale to był wtedy idealny wybór.
Myślałem,
że
z
tą
pomyłką
to
anegdota.
Nie, ale miałem szczęście do Bieleckiego. Jan Krzysztof okazał się naprawdę dobrym premierem i chciałem go na drugą kadencję, ale wyjechał na urlop i nie dał adresu. Wtedy było tak, że w jednej godzinie można było coś zrobić, ale w drugiej już zmieniała się koncepcja i było za późno. Gdyby Bielecki nie zniknął, to rządziłby dalej.
Roztoczył
pan
parasol
ochronny
nad
Leszkiem
Balcerowiczem.
Dlaczego
Balcerowicz
był
dla pana
człowiekiem
nr
1
w
tamtym
czasie?
Balcerowicz był dla mnie nr. 1 i nie był. Balcerowiczów widziałem dwóch. Jeden jako wicepremier robił trudne reformy, a drugi to ten patrzący na zgliszcza, które powstają po tym pierwszym. Ten drugi Balcerowicz powinien był organizować wszelkie możliwe środki, żeby jak najwięcej uratować podczas reform. A reformy były konieczne. I to szybkie i twarde. Chciałem, żeby chociaż połowę uratowano z tego, co ten pierwszy Balcerowicz zniszczył reformami. Część można było uwłaszczyć, część wydzierżawić, żeby uratować tych biednych ludzi, którzy musieli ponieść koszty przemian. Niestety tego drugiego Balcerowicza zabrakło.
Koszt
społeczny
reform
Balcerowicza
nie
wydawał
się
panu
wygórowany.
Wydaje
się,
że
rację
miał Grzegorz
Kołodko:
Balcerowicz
reformował
za
pomocą
siekiery,
a
nie
skalpela.
Poszło nie tak, jak trzeba, i pozostawiono ludzi samych sobie. Balcerowicz powinien mieć wtedy bliźniaka. Myślałem, że Balcerowicz zobaczy, co się dzieje w Polsce. On to dzisiaj widzi. Wtedy nie chciał zobaczyć. Gdyby zgodzono się z moją koncepcją, koszta społeczne reform byłyby mniejsze.
Proces
prywatyzacji
w
Polsce
na
początku
lat
90.
również
pozostawiał
wiele
do
życzenia,
mówiąc eufemistycznie.
Z moją koncepcją na prywatyzację też się nie zgodzono i ją wyśmiano.
Na
wsiach
dochodziło
do
samobójstw
ludzi
pozostawionych
samych
sobie,
którzy
tracili
pracę w
wyniku
likwidacji
PGR,
kredyty
stawały
się
niemożliwe
do
spłacenia.
Na przykładzie PGR widać, jak można było pomóc tym ludziom. Zamiast likwidować miejsca pracy na wsi i zostawiać ziemię bez gospodarza oraz zarządzania, można było wydzierżawić, sprzedać, ludzi przeszkolić i pomóc tym, którzy byli bezradni. Pozostawiono ich na pastwę losu. PGR-y rozkradziono i zniszczono. Przeszkalać powinno się 2 tys. osób na powiat i robić wszystko, żeby ruszyć z miejsca zakłady, które ucierpiały w wyniku reform. Zabrakło Balcerowiczowi bliźniaka.
U
swojego
boku
miał
pan
innych
bliźniaków...
Kaczyńscy nadawali się tylko do walki i budowy pluralizmu. Wychowałem ich politycznie po to, żeby Polska ruszyła z pluralizmem. Popychałem Kaczyńskich do budowy partii, bo partia Mazowieckiego i Geremka to było za mało. I tak stworzyli konkurencyjne dla Unii Wolności – Porozumienie Centrum. Jak pluralizm, to pluralizm. Mogę wiele o Kaczyńskich powiedzieć, ale oni byli bardzo zdolni.
Wcześniej
Kaczyńscy
wraz
z
Adamem
Michnikiem
chcieli,
żeby
został
pan
pierwszym
nie
komunistycznym
premierem.
„Nie była mi potrzebna nauka, kiedy miałem koncepcję na burzenie komunizmu i starego porządku"
Ja premierem być nie chciałem. A Kaczyńscy chcieli dalej burzyć, nawet kiedy przyszedł czas budowania. Mieli rozbijać stare struktury i tworzyć nowe, a oni wszędzie widzieli szpiegów i agentów. Wachowskiego mieli za szpiega. Dobierali sobie do pomocy czerwonych, bo na robocie w nowych strukturach się nie znali. Widząc ich nieudolność i złą pracę, musiałem się ich pozbyć.
Kaczyński
mówił
o
panu
wcześniej
jako
o?najwybitniejszym
Polaku
tysiąclecia
obok
Jana
Pawła
II.
Widzi pan, jak się ludzie zmieniają?!
Jaka
jest
pańska
ocena
polityczna
Jarosława
Kaczyńskiego
dzisiaj?
To bardzo zdolny polityk, ale nie nadaje się na pierwszą pozycję. Na drugiej się sprawdza, ale potrzebuje kogoś, kto będzie pierwszy. Bo on pierwszy nie potrafi być. Ktoś go musi stale kontrolować i nim sterować. Przecież on zrobił dla mnie kawał dobrej roboty. Dzięki niemu były porozumienia z Jóźwiakiem i Malinowskim.
Nie
myślał
pan
o
Kaczyńskim
jako
następcy?
O następcy miałem myśleć w drugiej kadencji. Mój dramat jako prezydenta polegał na tym, że swoje działanie rozłożyłem na dwie kadencje. Dlatego jestem niespełniony.
Ma
pan
żal
do
narodu,
że
na
prezydenta
wybrał
postkomunistę,
a
nie
pana?
Wybór Kwaśniewskiego był dla mnie policzkiem od narodu, ale żalu do narodu nie miałem i nie mam.
Kto
miał
zostać
pierwszym
premierem?
Jan Olszewski.
Chyba
później
by
pan
żałował
tego
wyboru?
Olszewski to moja największa porażka. Przyjechał do mnie ze Zdzisławem Najderem. Ja byłem jeszcze związkowcem i mówię mu: „Panie Janie, pan premierem", a on mi (Wałęsa moduluje głos i udaje Olszewskiego): „No, no. Zdzisław". A ja mówię: „Panie, jakiegoś człowieka z Radia Wolnej Europy nieznanego na premiera? Co pan?!".
Najdera
też
pana
mamił
premierostwem.
Nieprawda. Krasowski w swojej książce popełnił kilka błędów. Wtedy zrozumiałem, że Olszewski – porządny facet – nie ma politycznego nosa. Albo kierowała nim kompletna głupota, albo chciał rozwalić nas, proponując Najdera. Za premierem musi iść siła, pozycja w społeczeństwie.
Najder
premierem
nie
został,
ale
Olszewski
rządził
i
później
stał
się
ikoną
prawicy.
Problem z Olszewskim był taki, że on był strasznym śpiochem. Wstawał o godz. 11 po kawce i herbatce, a później wracał do łóżka. A premier musi 18–20 godzin być na nogach. On później chodził zaspany i nie wiedział, co się dzieje. Biologicznie się nie nadawał, nie mówiąc o braku politycznego nosa. Zwlekał z podejmowaniem decyzji. Polska miała zaspanego premiera. Trzeba było go odwołać. Ten rząd był nieudolny, tak naprawdę nigdy nie powstał i nigdy nie powinien powstać.
Ale
„noc
teczek"
się
powiodła.
Rząd Olszewskiego szykował rozwałkę i rewolucję. Gdy dowiedzieli się, że rząd Olszewskiego będzie odwołany, to przygotowali „noc teczek". Kiedy dowiedziałem się, że będą grać teczkami, niesprawdzonymi materiałami, że buszują nocami w archiwach, to trzeba było przyspieszyć odwołanie.
Dlaczego
przez
ponad
20
lat
nie
udało
się
rozliczyć
twórców
stanu
wojennego?
Strąciłem generała i dałem Polsce pełną wolność. A od kiedy liczyć stan wojenny? Od momentu, kiedy Zachód nas zdradził w 1939 r. czy w 1945 r.? Jak to rozliczyć? Jedni przeszli na stronę komunistów, bo myśleli, że rozwalą komunizm od środka, inni poszli dla pieniędzy i kariery. Co to za rozliczenia w Polsce? Można rozliczyć głowę, ramię i rękę. W Polsce nawet dobrze ręki nie potrafili rozliczyć. Co to za rozliczenie?!
Generałowie
Jaruzelski
i
Kiszczak
powinni
dzisiaj
mimo
wieku
ponieść
karę?
Zależy, za który czas. Opozycja w 1970 r. nie była przygotowana. Rozmowa czerwonych z nami byłaby wtedy trudna. Ale w 1980 r. my już byliśmy zorganizowani i mogliśmy z rządzącymi rozmawiać. Nie powinni byli wprowadzać stanu wojennego, używać siły i doprowadzać do anarchii w kraju. Ich trzeba rozliczyć za lata 80., ale w koncepcji, czy i na ile mogli działać oraz rozmawiać z nami. Ja na miejscu Jaruzelskiego dogadałbym się z Wałęsą w 1980 roku. Ale może Jaruzelski nie mógł się dogadać, bo miał podsłuch?
Książka
Roberta
Krasowskiego
przypomina
też,
nie
ukrywajmy,
o
pańskich
słabszych
momentach w
karierze.
Kiedy
wspierał
pan
za
pieniądze
Declana
Ganleya,
przeciwnika
traktatu
lizbońskiego
i ?Unii Europejskiej.
To nieprawda. Zawsze uważałem, że z każdym należy rozmawiać. Im bardziej oddalona grupa społeczna, tym częściej powinno się z nimi rozmawiać. Z Ganleyem zgadzałem się, że nadęta administracja zagraża Unii Europejskiej. Z diagnozą Ganleya się zgadzałem, ale chciałem od niego usłyszeć recepty na słusznie wskazywane problemy. Nie usłyszałem takich. Podróżowałem z nim do Włoch i Hiszpanii, tylko że on był przeciwko Unii, a ja byłem „za". Nigdy nie byłem przeciwnikiem Unii Europejskiej. Nie miałem z nim żadnej umowy. Chciałem, żeby świat dzięki mnie usłyszał, co on ma do powiedzenia.
Świat
usłyszał
o
Ganleyu
i
wyborcy
mu
podziękowali.
Nie
dostał
się
do
Parlamentu
Europejskiego
i?wycofał się
z
życia
politycznego.
Kolejna
pańska
porażka?
Ganley przegrał dzięki mnie. Gdybym go nie pokazywał, to nie byłoby takiej kampanii przeciwko niemu, jaka miała miejsce. Błędów w książce „Po południu" jest więcej.
Jakie
to
błędy?
Ja nie miałem żadnych „Bolków". Na początku lat 70. służby nie chciały mnie zwerbować. Za mały byłem i nie była mi potrzebna nauka, kiedy miałem koncepcję na burzenie komunizmu i starego porządku. Niczego nie podpisywałem. Może po aresztowaniach przesłuchania podpisywałem czy odbiór sznurówek. Ja nie wiedziałem, że nie muszę tego podpisać. Wtedy nikt mnie nie chciał zwerbować. Nikt mi nie proponował współpracy. Dopiero w 1976 r. próbowali. „Bolek" to nie ja, to kryptonim nadany urządzeniom podsłuchowym od 1970 r. poprzez rok 1980 w stoczni, w siedzibie „Solidarności", w mieszkaniu. Kryptonim Bolek nadano wszystkim spisywanym tekstom z tych podsłuchów.
Niedawno
mówiono,
że
w
Sejmie
może
być
teczka
TW
„Bolka"?
Ciemniewski powiedział już na początku tej sztucznej afery, że nic tam nie ma. W czasie kampanii wyborczej przysyłano anonimy. Minister spraw wewnętrznych Krzysztof Kozłowski gromadził te materiały, ale uznał je za podróbki. A Macierewicz później dał wiarę tym papierzyskom.
Gdyby były oryginalne dokumenty „Bolka", czy bezpieka by podrabiała cokolwiek? Po co, skoro mówią teraz, że były oryginały. Pierwsze dokumenty podrabiane na mnie dano Walentynowicz w internowaniu.
A
co
z
motorówką
Marynarki
Wojennej,
którą
podobno
przywieziono
pana
na?sierpniowy
strajk w? Stoczni
Gdańskiej?
Panie, jaka motorówka? Może była, ale mnie nikt nią nie przywiózł. Bezpieka musiałaby być głupia, żeby wieźć mnie motorówką. Niech służby sprawdzą i wykażą, co z tą motorówką było. Jeśli była ta motorówka, to wcześniej na pewno był przygotowywany zamach. Na wszystkie świętości, mnie motorówka nie przywiozła. Zaczynam myśleć, że wtedy w stoczni szykowano zamach na moje życie.
A
był
pan
w
sytuacji,
w
której
SB
czy
inne
służby
lub
osoby
pana
szantażowały?
Panie, ja byłem święty. Próbowali w internowaniu. Przyjechał do mnie UB-ek i próbował. Płakał mi, jak on wróci do domu, co żonie powie. A ja mu powiedziałem: „Powiedz pan żonie, żeby pana ze schodów zrzuciła".
Kiedy
był
pan
prezydentem,
to
wypożyczył
pan
swoje
akta,
które
wróciły
zdekompletowane.
Kto wyrwał 19 stron
teczki
„Bolek"?
Ja tego nie czytałem. Może okiem rzuciłem. Ziółkowski i Falandysz to przeglądali. Jak się zorientowaliśmy, że to są inne dokumenty, to kazałem teczkę zalakować i otwierać tylko na prośbę prezydenta, żeby nikt tym nie grał. Nie wiem, czy te strony wyrwano przed tym, jak teczka doszła do mnie, czy po tym, jak Kwaśniewski został prezydentem. Ja machlojki nie zrobiłem.
Z
czym
jeszcze
nie
zgadza
się
pan
w
książce
Krasowskiego?
A choćby z tym, że nie chciałem się uczyć. Bujak i inni chcieli się uczyć, a ja nie. To nieprawda! Ja nie miałem czasu i nie znoszę gadulstwa niektórych profesorów. Nie była mi potrzebna nauka, kiedy miałem koncepcję na burzenie komunizmu i starego porządku. W drugiej kadencji inaczej podchodziłbym do prezydentury, bo zacząłbym budować.
Czego
chciał
pan
dokonać
w
drugiej
kadencji?
Wymusiłbym prywatyzację, wprowadziłbym system prezydencki, uwłaszczenia, wprowadziłbym Polskę do Unii i NATO na godnych warunkach. Zrobiłbym te rzeczy, które wcześniej rzuciłem hasłowo w pierwszej kadencji. Zawsze tak robiłem, jak np. z Waltzową. Za pierwszym razem nie przeszła, ale za drugim razem musieli się zgodzić (za drugim razem Hanna Gronkiewicz-Waltz została powołana na wniosek Lecha Wałęsy na prezesa Narodowego Banku Polskiego – przyp. red.). Chciałem Mazowieckiego na „Tygodniku Solidarność", to rzuciłem innego kandydata na pożarcie i Mazowiecki jako drugi przeszedł.
Nigdy
nie
żałował
pan,
że
powierzył
Adamowi
Michnikowi
stworzenie
„Gazety
Wyborczej"?
Nie, dlatego że on miał budować pluralizm i miał środowisko. Później musiałem mu zabrać znaczek „Solidarności", bo nie mógł monopolizować. Dziękował mi za to, bo jakbym ja mu znaczka „S" nie zabrał, to zrobiliby to inni. Michnik mówił, że lepiej od Lecha wypaść niż od innych.
Zaskoczyło
pana,
że
Michnik
z
Mazowieckim
i
dużą
częścią
„Solidarności"
stanęli
później
przeciwko
panu?
A kto miał budować pluralizm? Tak miało być. A jak chce się rozwód przeprowadzić, to trzeba się pokłócić.
Czy
u
innych
polityków
po
1989
r.
dostrzegał
pan
koncepcję
budowy
Polski?
Z przykrością stwierdzam, że nie. Trochę próbował Kaczyński, ale on chciał zachłannie wszystko pod siebie zagarnąć. U żadnego nie dostrzegłem myśli przewodniej.
U
Donalda
Tuska
też
pan
nie
widzi
koncepcji
budowy
Polski?
Tusk jest wybitnie zdolny i nieprawdopodobnie poradził sobie z Geremkiem i Mazowieckim w Unii Wolności. Kiedy Tusk wygrał za pierwszym razem wybory, powiedziałem mu, że uważam go za mniejsze zło. Powiedziałem mu, że jak będzie tak dobry w praktyce jak w teorii, to będzie dobry i okazało się, że jest niezły. Później Tusk się podciągnął i uważam go za bardzo zdolnego człowieka.
Jak
pan
myśli,
dlaczego
naród
wybrał
Tuska
drugi
raz?
Bo trafił w gusta narodu i ma zrozumienie. A czy Tusk dalej będzie wygrywał? Zobaczymy.
A
czy
widzi
pan
następcę
Tuska?
Tusk popełnia ten sam błąd, który ja popełniłem. Ale z drugiej strony, czy przygotowywanie sobie następcy jest demokratyczne? Co my cesarze, króle jesteśmy?!
A
co
gubi
Jarosława
Kaczyńskiego
w
polityce?
On jest bardzo dobrym politykiem, ale nie nadaje się na lidera. Na drugim miejscu jest doskonały, ale nie na pierwszym. Lech Kaczyński nigdy by nie zaszedł tak wysoko, gdyby nie miał drugiej głowy. Głowy Jarosława. I na odwrót. Dlatego Jarosław bez Lecha nie potrafi już wrócić na szczyt.
Pan
jako
pierwszy
zaczął
rozmawiać
z
chłopskim
demonstrantem,
jakim
był
Andrzej
Lepper. Po
panu
inni
politycy
zaczęli
spotykać
się
z
Lepperem
i
tak
Samoobrona
stała
się
partią,
z?którą zaczęto
się
liczyć.
Nigdy
pan
tego
nie
żałował?
Nie, bo ja uważałem, że z każdym należy rozmawiać i poglądy każdego trzeba poznać. Nawet faszysty. Ja Leppera do władzy nie wyniosłem. Czy bym z nim rozmawiał, czy nie i tak by wszedł do polityki, bo był taki klimat. Lepper był bardzo pojętny.
Porównywano
Leppera
do
pana.
Lepper uczył się szybciej ode mnie i robił to staranniej, bo ja nie miałem czasu. Rozwinął się nieprzeciętnie, tylko szkoda, że koniec miał taki nieładny.
A
czy
w
dalszym
ciągu
wspiera
pan
Ruch
Palikota?
Na początku mu kibicowałem, bo Palikot to bystry człowiek. Ale jak zaczął z krzyżem wojować w Sejmie i jakieś happeningi robić, to trudno mi go popierać, bo się z nim nie zgadzam. Niech się do poważnej roboty weźmie i przestanie się wygłupiać, to może jeszcze z niego będą ludzie.
, 11 marca 2012
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Przekrój
Co planuje Sławomir Mentzen w kampanii prezydenckiej, gdy ta zacznie się formalnie w przyszłym roku? Czym jego strategia różni się od poprzednich kampanii Konfederacji? W "Pałacu Prezydenckim" rozmowa z Bartoszem Bocheńczakiem, szefem sztabu Konfederacji w wyborach prezydenckich.
W Pałacu Rzeczypospolitej w Bibliotece Narodowej na Placu Krasińskich w Warszawie wręczamy Nagrodę „Rzeczpospolitej” im. Jerzego Giedroycia.
2 grudnia 2024 - Zapraszamy na niezwykłe wydarzenie online pt. „Strategie Ochrony Rynku w Obliczu Globalnych Wydarzeń: Antydumping, Protekcjonizm i Ochrona Konkurencyjności w Unii Europejskiej”, które odbędzie się 5 grudnia 2024 roku, w godzinach 13:00 – 15:00. To wyjątkowa okazja, by zgłębić tematykę globalnych nierówności ekonomicznych i ich wpływu na polityki ochrony rynku. Nasz webinar zgromadzi wiodących ekspertów i praktyków, którzy podzielą się swoimi doświadczeniami i wiedzą na temat obecnych wyzwań i możliwości w globalnym handlu i ochronie rodzimych rynków przed nieuczciwą konkurencją.
Bezpieczeństwo i kwestie gospodarcze - dwa temat, które mogą zdefiniować kampanię prezydencką. W nowym odcinku podcastu "Pałac Prezydencki" rozmowa z Adamem Traczykiem, dyrektorem More in Common Polska.
Bank zachęca rodziców do wprowadzenia swoich dzieci w świat finansów. W prezencie można otrzymać 200 zł dla dziecka oraz voucher na 100 zł dla siebie.
Większość Polaków zgadza się na zwiększenie wydatków na zbrojenia. Opinie respondentów w tej sprawie są podobne do tych wyrażanych tuż po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie. W przyszłym roku rząd chce wydać na zbrojenia blisko 190 mld zł.
Gdyby pierwsza tura wyborów prezydenckich odbyła się w najbliższą niedzielę, zdecydowanie wygrałby ją kandydat Koalicji Obywatelskiej przed "obywatelskim" kandydatem Prawa i Sprawiedliwości. Sondaż Instytutu Badań Pollster dla "Super Expressu".
Na konflikcie o telewizje TVN i Polsat może stracić koalicja rządząca, bo niekoniecznie z działaniami ocenianymi przez część obywateli jako cenzura będzie jej do twarzy – uważa politolog, prof. Uniwersytetu Warszawskiego, Rafał Chwedoruk,
Rząd Donalda Tuska chroni swoich sojuszników. Ale zarazem trudno dyskutować z faktem, że w dobie wojen hybrydowych jest to ważne dla polskiej demokracji.
Sąd Najwyższy uchylił w środę sierpniową uchwałę Państwowej Komisji Wyborczej, która odrzuciła sprawozdanie komitetu wyborczego PiS z ostatnich wyborów parlamentarnych.
Wieść gminna niosła, że amerykański Warner Bros Discovery zamierza sprzedać TVN Węgrom lub Czechom. Ale ja się z decyzji premiera cieszę. Dopisuję ją do mojej prywatnej listy „kamieni milowych” na drodze do przywrócenia praworządności w Polsce.
Dlaczego wybory prezydenckie w Rumunii wzbudziły takie kontrowersje? Jak mechanizmy dezinformacji i ingerencji zewnętrznych wpłynęły na wynik głosowania i doprowadziły do jego unieważnienia? Analityk mediów społecznościowych Michał Fedorowicz zdradza kulisy tego zaskakującego procesu politycznego.
Wojska Obrony Terytorialnej przyjmują do służby osoby z kategorią zdrowia, która zwalnia z powołania w kamasze.
Państwowa Komisja Wyborcza przyjrzała się sprawie słynnego konta w serwisie X, promującego Platformę Obywatelską. Nie stwierdziła nieprawidłowości, choć kontrowersje może budzić sposób, w jaki doszła do takich wniosków.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas