Jak informowaliśmy wczoraj, Hołownia zrezygnował z publikowania felietonów w tygodniku kierowanym przez Lisa. - Kiedy obok ciebie stoi osoba, która z atakowania Kościoła robi sobie główne zajęcie, a ty wciąż musisz jej odpowiadać, to staje się to męczące - mówił rp.pl publicysta. Jego sprzeciw wzbudziła teza, którą "Newsweek" postawił w ostatnim okładkowym tekście. Zdaniem redakcji Kościół "toleruje podwójne życie księży" . Czytaj więcej
Dziś Lis zareagował na swoim portalu NaTemat. Tłumaczy linię jaką obrał w swoim tygodniku i pokazuje cele, które mu przyświecają.
"To, co dziś w Polsce uznawane jest za ekstremizm, za 5-10 lat będzie u nas normą. Ja cierpliwie poczekam. Bo tu nie idzie o żadną radykalną propagandę gejowsko-libertyńską, ale o obronę praw człowieka" - przekonuje.
Dziennikarz tłumaczy, że nie zgadza się na adopcje dzieci przez pary homoseksualne, ale nie wyklucza, że za jakiś czas nie będzie to dla niego radykalizmem. Odnosi się również do wczorajszych słów Hołowni. "Jak komuś się nie podoba, że jakaś część księży jaja sobie robi z celibatu, proszę bardzo, niech swoje kazanka kroi gdzie indziej, ja nie zamierzam udawać, że prawda nie jest prawdą" - zapewnia.
Nie brak też innych sformułowań, które Hołownia odczytuje jako odniesienia do jego osoby. "Szczerze? To ja już wolę ajatollaha Terlikowskiego (Tomasza, publicystę katolickiego - red.) niż tych załganych pseudoliberalnych pseudodoktrynalnych, dwie piersi ssących liberalnych katolików. Z Terlikowskim dzieli mnie wszystko, nie jest on jednak przynajmniej kuriozalnym dwulicowcem, takim co poglądy ma wypośrodkowane, co pozwala mu pozować na arbitra elegantiarum. W czasach ostrych podziałów i ostrej walki bycie pomiędzy i pośrodku częściej niż znakiem racjonalizmu jest znakiem asekuranctwa i oportunizmu" - napisał Lis.