Reklama

Gang­ste­rzy w legalnym biznesie

Nieliczni sławni bossowie gangów prowadzą firmy. Większość wraca do przestępstw

Publikacja: 09.09.2012 13:00

Zdjęcie podejrzanego Andrzeja Z. PS Słowik, z procesu w sprawie zabójstwa gen. Marka Papały. Obecnie

Zdjęcie podejrzanego Andrzeja Z. PS Słowik, z procesu w sprawie zabójstwa gen. Marka Papały. Obecnie ciągle na więziennym wikcie.

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch DM Danuta Matloch

W przestępczym świecie robili „kariery" i zbijali fortuny na handlu narkotykami, ściąganiu haraczy czy prowadzeniu agencji towarzyskich. Ale to już przeszłość. Bossowie znaczących kiedyś gangów siedzą dzisiaj w więzieniach, a jeśli nawet z nich wyszli, to na palcach można policzyć tych, którzy założyli legalne biznesy i im się powiodło.

„Parasol" ma knajpę

Pruszkowscy gangsterzy lata „świetności" mają za sobą. Po wielkim gangu, który w latach 90. trząsł Warszawą, a jego macki rozciągały się na cały kraj, nie ma śladu. Z kierownictwa gangu, czyli tzw. zarządu, na wolności jest dzisiaj tylko Janusz P., ps. Parasol.

Na starych śmieciach, w Pruszkowie, w lokalu po delikatesach otworzył restaurację.

– Podrzędna knajpa, a nazwał ją szumnie, tak po amerykańsku. Żaden wielki biznes, bo kto szanujący się będzie robił interesy z facetem, który zatrzymał się w latach 90., ma dobrze po sześćdziesiątce, a paraduje w koszulach a la Elvis Presley? – opowiada „Rz" człowiek znający dawny „Pruszków".

Andrzej Z. ps. Słowik, który kiedyś afiszował się bogactwem, ślub brał w Las Vegas, a tabloidy pokazywały zdjęcia, na których w luksusowym apartamencie pławi się w wannie z kieliszkiem szampana, wciąż jest na więziennym wikcie. Podobnie bracia Leszek i Mirosław D. Ten ostatni odsiaduje wyrok za zlecenie zabójstwa słynnego „Pershinga".

Reklama
Reklama

Dwaj inni bossowie gangu Ryszard Sz., ps. Kajtek, i Zygmunt R., ps. Bolo po odsiadce chcieli wrócić do gry.

– Przesiadywali w lokalu w centrum Warszawy i – jak mówi były oficer CBŚ – opowiadali gościom o wielkich interesach, jakich mogą się podjąć, między innymi o handlu napojami energetycznymi. Nawiązali kontakt z członkami grupy mokotowskiej, ale na młodszym pokoleniu gangsterów, „starzy pruszkowscy" nie zrobili wrażenia. Pogonili ich i ani myśleli robić z nimi interesy.

– Na tzw. mieście krążyły informacje, że „Kajtek" i „Bolo" „kręcili w paliwach" i inwestowali w stacje benzynowe – mówi jeden z rozmówców „Rz". Ale jako cisi wspólnicy, bo o ich legalnych biznesach nikt nie słyszał. Wreszcie zabrali się za to, na czym się znali: handel narkotykami.

Nie na długo, bo w grudniu zeszłego roku „Kajtek" i „Bolo" znów trafili za kraty pod zarzutem handlu znaczną ilością narkotyków. Są tam do dziś.

Z deklaracji „Kajtka", który krótko po odsiedzeniu kary za działalność w gangu pruszkowskim miał mówić śledczym: „W domu będę siedział, wnuki bawił, do starych rzeczy nie wrócę", nic nie wyszło.

„Chińczyk" buduje domy

Niewątpliwą karierę w legalnym biznesie zrobił za to Jarosław M., znany jako „Chińczyk" lub „Jąkaty". Kiedyś bliski współpracownik pruszkowskiego bossa Jerzego W., ps. Żaba (zmarł w 2009 r.), i jedna z kluczowych osób w narkotykowym interesie, jaki w czasach świetności rozkręcił „Żaba": przemycie heroiny z Bułgarii.

Reklama
Reklama

– M. pełnił w gangu rolę menedżera, zorganizował sieć dostawców i magazynów, gdzie przechowywano towar. Bez wątpienia miał talent organizacyjny, znał języki – wspomina jeden z policjantów.

To Jarosław M. był odpowiedzialny za stworzenie szlaków przemytu heroiny z Azji, przez Bułgarię. Przez sieć ponad stu kurierów trafiała do kraju m.in. z Pakistanu. Ilości były potężne: tona narkotyku warta 30 mln zł.

Po policyjnej obławie w 2000 r. „Chińczyk" uciekł za granicę, ale rok później wpadł w Sztokholmie. W kraju poszedł na współpracę z prokuraturą i w zamian za nadzwyczajne złagodzenie kary opowiedział, jak wyglądał proceder.

Po wyjściu na wolność M. zerwał z dawnym życiem. Skończył studia z zarządzania na znanej stołecznej uczelni. Był m.in. w niej menedżerem sportowym, założył szkółkę tenisową. Wszedł w legalny biznes: był w zarządzie kilku spó-

łek z branży budowlanej i spożywczej. Dziś Jarosław M. zarządza m.in. firmą deweloperską, która stawia domy w podwarszawskich Radzyminie i Kobyłce. – Niedawno kupił kamienicę, by ją wyremontować i sprzedać – dopowiada jeden z rozmówców „Rz".

Ale „Chińczyk" – jak mówią znający go – zawsze miał głowę do interesów. – Zanim wszedł w heroinowy biznes, prowadził kilka sklepów odzieżowych pod szyldem znanej firmy. Miał wtedy około 20 lat. „Pojechałem do Paryża na targi odzieżowe i wynegocjowałem licencję na polski rynek" – opowiadał M. tygodnikowi „Polityka".

Reklama
Reklama

Ciekawostką jest to, że M. publikuje dziś na portalach internetowych teksty o historii polskiego państwa podziemnego.

Skąd dawni gangsterzy mieli pieniądze na rozkręcenie interesów? Śledczym nie udało się udowodnić, że majątki szefów gangu pruszkowskiego pochodzą z przestępstw. Domy czy grunty figurowały na ich ojców, matki czy krewnych.

Lombardy i paliwa

Sił w biznesie próbowali też inni liderzy. Andrzej P. ps. Salaput, brutalny szef grupy mareckiej, kilka lat temu miał udziały w stacjach benzynowych pod Warszawą. Dzisiaj siedzi.

Lombardy prowadzą – jak twierdzą rozmówcy „Rz" – bracia B., kiedyś liczący się w gangu pruszkowskim, oraz Sławomir F. ps. Fabian. – Zegarek ktoś wstawi za 10 złotych, komórkę za 20. Ale jak ktoś całe życie ściągał haracze czy handlował prochami, nie będzie biznesmenem – mówi śledczy ścigający zorganizowaną przestępczość. Inny dodaje: – Jeśli nawet zakładają legalny biznes, to i tak na boku zarabiają na narkotykach.

Fatalnie potoczyły się losy niegdysiejszych członków gangu wołomińskiego. – Można ich odwiedzić na Cmentarzu Bródnowskim – mówią policjanci.

Reklama
Reklama

W 1998 r. w Warszawie został zastrzelony Wiesław N. ps. Wariat, lider gangu, zwany amfetaminowym królem, w 2007 r., zginął Paweł N. ps. Mrówa, syn Henryka M., ps. Dziad – domniemanego szefa gangu wołomińskiego. „Mrówa" miał firmę deweloperską, strzały dosięgły go, gdy pojechał doglądać jednej z inwestycji. Jesienią 2007 r. w więzieniu w Radomiu zmarł, śmiercią naturalną, Henryk M.

Pięciu członków ścisłego kierownictwa grupy wołomińskiej m.in. Marian K. ps. Klepak i Ludwik A. ps. Lutek zginęło w mafijnej egzekucji w 1999 r. w restauracji Gama w Warszawie.

Na drugim końcu Polski smutny los spotkał zaś Zbigniewa M., o barwnym pseudonimie Carrington, lidera grupy jeleniogórsko-zgorzeleckiej, która pod koniec lat 90. trzęsła przemytem alkoholu na zachodniej granicy. Po rowerowym wypadku nie może mówić, został ubezwłasnowolniony. Kiedyś miał kilkudziesięciu żołnierzy, zorganizował kilkadziesiąt transportów spirytusu z Francji i Włoch do Polski.

Pomysł na ułożenie zawodowego życia miał najsłynniejszy świadek koronny Jarosław S., ps. Masa, który pogrążył gang pruszkowski. Dziś S. prowadzi legalne interesy w branży deweloperskiej, ma też firmy produkcyjne. Jedna wytwarza opakowania z tworzyw sztucznych, inna paszę dla zwierząt. W 2010 r. „Puls Biznesu" ujawnił, że ich przychody sięgają ok. 10 mln zł rocznie i przynoszą spore zyski – rentowność netto obu firm sięgała 10 proc. To w ostatnich latach dawało łączne średnie dochody do 50 tys. zł miesięcznie. – Zawsze miałem zacięcie menedżerskie, jakkolwiek by to rozumieć – mówi „Rz" Jarosław S. Kiedyś w Warszawie prowadził m.in. dyskotekę Planeta.

W przestępczym świecie robili „kariery" i zbijali fortuny na handlu narkotykami, ściąganiu haraczy czy prowadzeniu agencji towarzyskich. Ale to już przeszłość. Bossowie znaczących kiedyś gangów siedzą dzisiaj w więzieniach, a jeśli nawet z nich wyszli, to na palcach można policzyć tych, którzy założyli legalne biznesy i im się powiodło.

„Parasol" ma knajpę

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Kraj
Wycieczki i masaże za pół miliona, czyli KPO po warszawsku
warszawa
Wygaszą Powiśle, by oglądać spadające gwiazdy. Centrum Nauki Kopernik zaprasza na deszcz Perseidów
Kraj
Miejscy wolontariusze bez ubezpieczeń? Warszawa odmawia wsparcia
Kraj
Cheerleading – nowe studia na AWF. Jak zostać instruktorem sportu w Warszawie?
Reklama
Reklama