Kiedy w połowie lat 90. taksówkarz z Rybnika otrzymał informację o rodzinnym spadku, nie wierzył swemu szczęściu. Zabytkowa kamienica w centrum miasta stała się jego własnością. Postanowił otworzyć w niej restaurację. Trzy czwartek budynku trzeba było jednak wyburzyć, a resztę wyremontować. Koszt inwestycji wyceniono na 530 tys. zł.
Wynajęta firma budowlana miała zostawić po sobie mnóstwo niedoróbek. – Fuszerka w największym stopniu – mówi Szwedka. Twierdzi, że firma nie tylko postawiła ściany, których nie było w projekcie, ale też nie trzymała się zapisanych w nim wymiarów elementów budynku. Nie wykonała też np. stropu nad salą taneczną.
Szwedka wspomina, że firma nie zareagowała na jego wnioski o poprawki. Postanowił więc zapłacić tylko część umówionej wcześniej kwoty, a mianowicie 312 tys. zł. – Rozpoczęła się Golgota z sądami i prokuraturą – opowiada.
Firma skierowała bowiem sprawę należności do sądu. W 2002 r. sąd w Rybniku zasądził na jej rzecz prawie 400 tys. zł. Wydając wyrok, oparł się głównie na opinii biegłej, specjalistki od budownictwa. – Pozytywnie oceniła wykonane prace pod względem zgodności z projektem i ze sztuką budowlaną – mówi rzecznik Sądu Okręgowego w Gliwicach Tomasz Pawlik.
– Z tego, co wiem, biegła wymagała od osób obecnych w czasie oględzin informacji, co w budynku jest niezgodne z projektem. Sąd natomiast zlecił jej, by osobiście to sprawdziła. Powinna więc sama chociaż wyrywkowo sprawdzać wymiary wewnątrz budynku – mówi rzeczoznawca budowlany Piotr Kasperkiewicz. Biegła pominęła też to, iż kierownik budowy uchylił się od złożenia oświadczenia, że budynek jest wyremontowany zgodnie ze sztuką budowlaną.