Firma należy do 43-letniego Piotra M. W transporcie do zakładu znaleziono 9 martwych krów.

- A 15 pozostałych, które razem przewożono, były w złym stanie. Wszystkie uśpiono – opowiada Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.

W samochodzie chłodni należącym do firmy Piotra M. odkryto 18 ton mięsa, w różnym stanie przetworzenia. Już zlecono jego badania. – Chcemy ustalić, czy nie ma tam mięsa pochodzącego z padniętych i chorych krów – tłumaczy prok. Kopania.

Policja zatrzymała właściciela. Wczoraj przedstawiła mu zarzuty oszustwa oraz łamania ustawy o ochronie zdrowia zwierząt i zwalczania chorób zakaźnych, za co może mu grozić do ośmiu lat więzienia. Właściciel ubojni przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia. Ich treść nie jest na razie znana. Dziś Piotr M. zostanie przesłuchany przez prokuratora. Jego zarzuty mogą się zmienić. Śledczy czekają na wyniki badań weterynaryjnych padłych i uśpionych krów, oraz mięsa z samochodu. Wyjaśniają, dlaczego w transporcie, który trwał 3,5 godziny, było aż dziewięć padłych zwierząt, a stan pozostałych był ciężki. Po podróży żywe krowy nie miały sił, by zejść z platformy transportowej.

Powiatowy lekarz weterynarii zdecydował o zamknięciu ubojni. – Pierwszy raz spotkałem się z ubojem upozorowanym, bo tak trzeba nazwać sytuację, w której padnięte zwierzęta wieziono na ubój – mówi Janusz Związek, główny lekarz weterynarii. Dodaje, że to jest działalność przestępcza. Zauważa też, że jeżeli ktoś z magazynu wywozi towar, to wtedy zachodzi domniemanie, że jest to towar nielegalny. – Będziemy to wyjaśniać – zapowiada Związek.