Natychmiast przywołany został temat równie kłopotliwy dla południowokoreańskich władz: kobiety nie są w pracy traktowane na równi z mężczyznami, zarabiają znacznie mniej, a drzwi do kariery często bywają przed nimi zamknięte z powodu płci.
Do incydentu, którego głównym bohaterem stał się rzecznik Yoon Chang Jung, doszło pięć miesięcy po tym, jak prezydentem Korei Południowej po raz pierwszy w historii tego kraju wybrano kobietę. Park Geun Hye była właśnie podczas pierwszej oficjalnej wizyty w Waszyngtonie, gdy młoda stażystka zatrudniona w ambasadzie Korei Południowej w USA oskarżyła rzecznika pani prezydent o napaść seksualną. Yoon Chang Jung miał ją złapać za pośladki.
- Istnieje niepisana umowa między wpływowymi mężczyznami, że unikną kary za molestowanie seksualne – powiedziała Associated Press pracownica biurowa Joo Insun dodając, że jej poprzedni pracodawca, gdy oskarżyła współpracującego z nią meżczyznę o napastowanie, zwolnił ją.
Rzecznik rządu podczas ostatniej konferencji prasowej, jaką przeprowadził sprawując to stanowisko przepraszał za to, że swoim zachowaniem złamał „kulturowe granice". Jednocześnie zdecydowanie zaprzeczył, by jego intencją było napastowanie seksualne stażystki. - Patrząc wstecz uświadamiam sobie, że zupełnie nie znam amerykańskiej kultury - powiedział. Kiedy reporter zapytał go, czy to znaczy, iż w Korei można dotykać kobiet bez pytania ich o zgodę, Yoon nie odpowiedział na pytanie.
Pracująca w biurze Joo Insun twierdzi, że jej przełożeni zamiast udzielić naganę pracownikowi, który ją molestował, zażądali nie tylko dokładnego opisu zdarzenia, ale również zaczęli prowadzić upokarzające dochodzenie z iloma mężczyznami sypia. - Zaczęli oceniać, jaką kobietą jestem – mówi Insun podkreślając, że sytuacja zmieniła się w atak na nią.