Reklama
Rozwiń
Reklama

Hanna Banaszak wychodzi z szuflady

Nie udziela wywiadów kolorowym gazetom. Jak twierdzi – rozczarowuje wydawców, bo nie opowiada o swoim życiu prywatnym. Ale wciąż fascynuje, elektryzuje głosem i seksapilem. Kiedy pod koniec lat 80. zmysłowo śpiewała „Nie nie możesz teraz odejść, jestem rozpalonym lodem" przez całą Polskę przechodził dreszcz. Królowa polskiej piosenki, gwiazda festiwali w Opolu i Sopocie, ulubienica Starszych Panów, nagrała właśnie płytę dedykowaną Jerzemu „Dudusiowi" Matuszkiewiczowi, a na jubileuszowym 50. Festiwalu w Opolu zaśpiewa „Sambę przed rozstaniem". W niezwykle ciekawym wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Przekrój" opowiada między innymi, dlaczego nie lubi być sławna.

Publikacja: 08.06.2013 12:20

Hanna Banaszak wychodzi z szuflady

Foto: Przekrój, Krzysztof Opaliński

Pani Hanno, co się z panią dzieje, dlaczego tak mało pani w mediach? Przecież jest pani naszym dobrem narodowym, zjawiskiem, legendą...

Przecież jestem: funkcjonuję zawodowo, regularnie grywam koncerty w filharmoniach i teatrach w całej Polsce. Pojawiam się na festiwalach, np. w ubiegłym roku na Lady Jazz Festival w Gdyni...To, że artysty nie ma w mediach, nie musi znaczyć, że się skończył. Ale faktycznie unikam mediów, ponieważ w dzisiejszej formie specjalnie mnie nie interesują. Może dlatego, że startowałam w czasach, kiedy poprzeczka była stawiana dużo wyżej. Programy telewizyjne starannie przygotowywały wybitne osobowości telewizyjne. A dzisiaj na ogół wszystko jest strasznie powierzchowne i rozchichotane. Zwyczajnie nie mam ochoty w tym uczestniczyć. Ale to też nie tak, że coś światu demonstruję. Takie są czasy. Przyjmuję to do wiadomości, ale ja – jak mówi klasyk – robię swoje. Mam osobistą, całkiem sporą i inteligentną publiczność. To się dla mnie liczy.

Przygotowując się do rozmowy, szukałam wywiadów z panią. Byłam pewna, że pisma kobiece panią przepytał nie raz, a tymczasem... nic nie znalazłam.

Do mnie takie pisma raczej się nie zgłaszają... Zdarzyło się kilkanaście lat temu, że jedna z tych gazet zrobiła mi profesjonalną sesję fotograficzną, przeprowadziła ze mną długą rozmowę, ale ostatecznie materiał nie był już dla niej interesujący. Rozczarowałam wydawcę, bo nie opowiadałam o życiu prywatnym, między innymi dlatego, że osoby, z którymi mam na co dzień do czynienia, niekoniecznie muszą sobie tego życzyć. A poza tym nie sądzę, żeby to było ważne. Wolę rozmawiać o sensie istnienia, niż o osobistych sensacjach. (...)

Była pani takim wyjątkowym połączeniem talentu, muzykalności i seksapilu, kobiecości, urody. Wielu facetów kochało się w Hannie Banaszak... A pani śpiewała do nich „Mam ochotę na chwileczkę zapomnienia" albo „Bo we mnie jest seks, gorący jak samum".

Reklama
Reklama

Ale to była kreacja sceniczna! Potem zakładałam dżinsy, sandały i wracałam do bloku na Osiedlu Kosmonautów.

To był pani wybór, czy ktoś to seksowne emploi dla pani wymyślił?

Wymyślił? Nie! Ale faktycznie w którymś momencie zorientowałam się, że dostaję do zaśpiewania bardzo konkretny typ utworów i to od najlepszych twórców. To był zalew takich piosenek. W tym 80 procent wspaniałych zarówno literacko, jak i muzycznie! Ale w końcu się tym znudziłam i zbuntowałam. Powiedziałam, że już więcej nic takiego nie zaśpiewam. Byłam już zmęczona postacią, w którą wtłoczył mnie przypadek. I przestałam się pokazywać w telewizji przez chyba rok. Odmawiałam wszystkim, chyba że mi proponowano zupełnie inną estetykę. Ale generalnie zniknęłam, choć oczywiście telewizja wciąż maglowała stare nagrania. (...)

Syndrom Pudelka dotknął panią z wyprzedzeniem kilku dziesięcioleci...!

Można tak powiedzieć, choć oczywiście dzisiaj to zjawisko znacznie przybrało na sile. (...) Ja już jestem odporna, ale młode ofiary można w ten sposób nieźle skrzywdzić. Żyjemy w świecie brutalnym i bezwzględnym.

Rozmawiała Monika Brzywczy, zastępczyni redaktor naczelnej tygodnika „Przekrój"

Reklama
Reklama

Cały wywiad znajdziecie w najnowszym numerze „Przekroju"(w kioskach od poniedziałku 10.06) i na www.przekroj.pl

Pani Hanno, co się z panią dzieje, dlaczego tak mało pani w mediach? Przecież jest pani naszym dobrem narodowym, zjawiskiem, legendą...

Przecież jestem: funkcjonuję zawodowo, regularnie grywam koncerty w filharmoniach i teatrach w całej Polsce. Pojawiam się na festiwalach, np. w ubiegłym roku na Lady Jazz Festival w Gdyni...To, że artysty nie ma w mediach, nie musi znaczyć, że się skończył. Ale faktycznie unikam mediów, ponieważ w dzisiejszej formie specjalnie mnie nie interesują. Może dlatego, że startowałam w czasach, kiedy poprzeczka była stawiana dużo wyżej. Programy telewizyjne starannie przygotowywały wybitne osobowości telewizyjne. A dzisiaj na ogół wszystko jest strasznie powierzchowne i rozchichotane. Zwyczajnie nie mam ochoty w tym uczestniczyć. Ale to też nie tak, że coś światu demonstruję. Takie są czasy. Przyjmuję to do wiadomości, ale ja – jak mówi klasyk – robię swoje. Mam osobistą, całkiem sporą i inteligentną publiczność. To się dla mnie liczy.

Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Kraj
Rękawice bokserskie z autografem prezydenta Nawrockiego hitem licytacji Marszu Niepodległości
Materiał Płatny
OŚWIADCZENIE
Kraj
Co Norwegowie znaleźli w chińskich autobusach? 18 takich pojazdów wozi warszawiaków
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Kraj
Sikorski: złożyłem zeznania jako poszkodowany w sprawie użycia Pegasusa
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama