Górnicza korupcja przed sądem

Część oskarżonych w megaaferze łapówkarskiej wciąż piastuje stanowiska w kopalniach i spółkach węglowych.

Aktualizacja: 11.09.2013 03:21 Publikacja: 11.09.2013 03:19

Menedżerowie kopalń mieli przyjmować łapówki, m.in. za preferowanie wręczającej je firmy przy zlecen

Menedżerowie kopalń mieli przyjmować łapówki, m.in. za preferowanie wręczającej je firmy przy zleceniach

Foto: Dziennik Wschodni, Jacek Świerczyński Jacek Świerczyński

Przed Sądem Okręgowym w Katowicach rozpocznie się jutro proces w sprawie jednej z największych afer korupcyjnych III RP. Na ławie oskarżonych zasiądzie 25 byłych, ale i obecnych dyrektorów śląskich kopalń oraz szefów państwowych spółek węglowych.

– Dopóki taka osoba nie zostanie prawomocnie skazana, jest niewinna – mówi Wojciech Jaros, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego. Łapówki mieli przyjmować m.in. byli szefowie tej właśnie państwowej spółki – prezes Stanisław G. i wiceprezes Stanisław L., oraz część dyrektorów jej kopalń.

Sprawa dwa lata temu zatrzęsła środowiskiem górniczym. Po postawieniu prokuratorskich zarzutów ówczesny minister gospodarki Waldemar Pawlak odwołał szefów dwóch największych spółek węglowych – Mirosława K. (Kompania Węglowa) i wspomnianego Stanisława G.

Korumpować menedżerów miała spółka z Katowic Emes Mining Service. Ujawnił to ABW współwłaściciel firmy Andrzej B. – Powodem były nieporozumienia między wspólnikami na tle finansowym – tłumaczy „Rz" Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. B. otrzymał w śledztwie status świadka koronnego.

Oprócz zeznań B. dowodem w sprawie są też notesy właścicieli spółki, w której przez lata skrupulatnie odnotowywano domniemane łapówki przy konkretnych nazwiskach – od 2 tys. zł do aż ponad pół miliona.

W ciągu pięciu lat (akt oskarżenia obejmuje lata 2003–2008) wpływowi menedżerowie mieli przyjąć w sumie ponad 3 mln zł korzyści majątkowych: rekordzistą jest Janusz S., były już dyrektor kopalni Staszic (należącej do KHW), który miał wziąć 523 tys. zł, oraz Leszek J. – jako prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej (aż 440 tys. zł, w transzach po 30–40 tys. zł). Według prokuratury Emes opłacał ich w zamian za preferowanie tej firmy, np. przy zleceniach dla kopalń i za przyśpieszanie terminów płatności.

Część oskarżonych po aferze odeszła na wysoką górniczą emeryturę (w przypadku skazania nie mogliby na nią liczyć), większość nadal jest związana z branżą.

Krzysztof O. (były dyrektor Kopalni Krupiński) szefuje biuru zarządu JSW, a Czesław K., były dyrektor Boryni, awansował nawet na szefa trzech połączonych kopalń JSW. – Istnieje zasada domniemania niewinności. Nie możemy zwalniać ludzi, którym winy nie udowodniono – tłumaczy „Rz" Katarzyna Bajer, rzeczniczka JSW. W podobnym tonie wypowiada się Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej, w której łapówki mieli dostawać członkowie zarządu, m.in. Wiesław G., Franciszek N. i Maksymilian K. – Narażalibyśmy się na przegrany proces i odszkodowanie – podkreśla.

Leszek J., kiedyś wpływowy menedżer, po odejściu z Jastrzębskiej Spółki Węglowej wylądował w fotelu prezesa spółki należącej do syna byłego wiceministra gospodarki w rządzie Jerzego Buzka. Odszedł z niej rok temu, dziś doradza spółkom powiązanym z branżą górniczą, m.in. Koksowni Przyjaźń należącej do JSW. Nie odpowiedział na prośbę o kontakt z „Rz".

Na ławie oskarżonych zasiądzie Antoni G., współwłaściciel Emes Mining, a także jego syn Arkadiusz, oskarżony o wręczenie łapówki. Jak ujawniła „Rz", Antoni G. w tym samym czasie, kiedy miał korumpować górniczych menedżerów, wraz z synem prowadził na Śląsku wywiadownię gospodarczą. Jego wspólnikiem był słynny twórca policyjnych pionów do walki z korupcją, a także były wiceszef Komendy Głównej Policji.

Do przyjmowania łapówek przyznało się zaledwie trzech podejrzanych: dyrektor biura JSW Adam R. (wziął 230 tys. zł), dyrektor kopalni Borynia Bogumił Ś. (59 tys. zł) i Jan P. z kopalni Marcel (9 tys. zł). P. został już skazany na pięć lat w zawieszeniu na dwa lata, 4 tys. zł grzywny, przepadek łapówki.

Antoni G. nie przyznaje się do winy. Wyszedł z aresztu dzięki rekordowemu poręczeniu – 1,2 mln zł.

Prof. Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości, dziś obrońca prezesa KHW Stanisława G., mówi „Rz", że główną linią obrony będzie dowiedzenie, że prezes spółki nie pełni funkcji publicznych, więc nie mógł mu być postawiony zarzut z art. 228 kodeksu karnego (zagrożony karą do ośmiu lat więzienia). – Mamy prawne opinie w tej sprawie i tylko orzeczenie Sądu Najwyższego prezentuje odmienne zdanie – podkreśla. Kilka tygodni temu sąd w Katowicach odrzucił jednak wnioski o umorzenie sprawy przed procesem złożone przez obrońców, którzy powoływali się na tę wątpliwość.

Prof. Ćwiąkalski uważa też, że prokuratura w ogóle nie powinna stawiać oskarżenia, bo nie zdobyła koronnych dowodów winy. – Pomówienie o korupcję i zapiski w notesie są niewystarczające, by przypisać komuś winę – stwierdza.

Szef związku zawodowego Sierpień '80 Bogusław Ziętek przekonuje za to, że ta sprawa to wierzchołek góry lodowej. – Górnictwem rządziła i rządzi mafia – mówi.

Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej