Kampania przed niedzielnym referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz dobiega końca. – To była jednak jedna wielka improwizacja – ocenia dr Rafał Chwedoruk, politolog z UW.
Kampania de facto zaczęła się w kwietniu, ale rozmachu nabrała dopiero pod koniec września. Obie strony zaliczyły w niej wpadki. Były zwroty, jak zmiana kampanii PiS po wpadce z literką W czy Platformy, która najpierw ogłosiła, że komisarzem stolicy może być Hanna Gronkiewicz-Waltz, a teraz doszła do wniosku, że w Warszawie mogą być przedterminowe wybory, może wygrać obecna prezydent.
Jak kończącą się kampanię widzą same partie? Zdaniem Marcina Kierwińskiego, warszawskiego posła PO, kampania tej partii była dobra i merytoryczna. – Pokazywaliśmy, jakie zmiany zaszły w stolicy. Ten przekaz był jasny i dotarł do warszawiaków, wierzę, że dadzą temu wyraz, nie idąc do referendum – mówi poseł.
Jego zdaniem konkurencja, zwłaszcza PiS, posuwała się do brudnych chwytów, wykorzystując w swoich spotach reklamowych wycięte z kontekstu wypowiedzi Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Maciej Wąsik, szef PiS w Radzie Warszawy, nie chce oceniać kampanii swojej partii. – Niech to zrobią warszawiacy w niedzielę – mówi. Chętnie za to krytykuje strategię PO. – Powinna bronić prezydent, namawiając mieszkańców do udziału w referendum, a nie prosząc, by zostali w domach – tłumaczy.