Minister spraw zagranicznych skrytykował postawę opozycji w sprawie polskich stosunków z Rosją po incydentach w rosyjskiej ambasadzie w Warszawie i polskiej w Moskwie. Jego zdaniem, nie można na każdy problem w relacjach ze wschodnim sąsiadem reagować emocjonalnie.
- Prawo i Sprawiedliwość, mam wrażenie, przestaje myśleć, gdy przychodzi do relacji z Rosją. Wystarczy zamachać czerwoną płachtą rosyjską i to są jakieś takie odruchy niewolnika, który musi pokazać, że w ogóle istnieje i który uważa, że rzucanie się na silniejszego to jest jedyny paradygmat polskiej polityki zagranicznej - powiedział Sikorski na antenie Radia Zet.
Sikorski uważa, że właśnie na tym opierałaby się polityka rządu PiS, jeśli doszedłby do władzy.
- Ja wręcz uważam, że to co się stało wokół ambasady rosyjskiej to jest, to tak będzie wyglądała polska polityka zagraniczna, gdy prawica, nie daj boże dojdzie do władzy, to znaczy rzucanie się na silniejszych, w szczególności na Rosję, moment emocjonalnej satysfakcji, a potem wstyd dla kraju i przeprosiny, albo gorzej - powiedział.
Minister zaznaczył, że w sprawie ataków na ambasady w Warszawie i w Moskwie nie ma symetrii, bo "niestety to nasi zadymiarze zaczęli, niestety na znacznie większą skalę i niestety nasza policja nawaliła, a ich policja okazała się znacznie sprawniejsza". Sikorski zapowiedział, że nadal będzie starał się utrzymywać dobre stosunki z Rosją, m.in. podczas spotkania z ministrem Siergiejem Ławrowem, który będzie gościł w Warszawie w grudniu.