Pogrzeby bez polskich flag

Poszedł na barykady, gdzie walczył dzielnie, ale przed snajperem nie uciekniesz. Lończika zastrzelono w czarny czwartek, 20 lutego, gdy Berkut urządził krwawe polowanie na ludzi.

Publikacja: 07.03.2014 14:00

Namiot polskich obserwatorów z Fundacji Otwarty Dialog na Majdanie: ci na szczęście wrócili cało

Namiot polskich obserwatorów z Fundacji Otwarty Dialog na Majdanie: ci na szczęście wrócili cało

Foto: Fundacja Otwarty Dialog

Młodszy brat Grzegorz wspomina, że jakiś czas przed śmiercią rozmawiał z nim przez komórkę i Lończik powiedział: „Poczekaj, atakują nas, potem zadzwonię". Nie zadzwonił, rozłączył się na zawsze. Pozostawił rodzinę na rzecz Niebiańskiej Sotni.

Dzień później, w jeszcze czarniejszy piątek, do Julii zadzwonił nieznany numer. Czy zna Leonida Piotrowicza Polańskiego? No przecież, że zna, toż to brat rodzony. Ale czy na pewno on? Mówili, że był w wieku 35 lat, a Lończik miał przecież 38, więc może to jednak nie on i tylko przypadkowa zbieżność nazwisk? Julia zadzwoniła do najmłodszego w rodzeństwie Grzegorza. Sama nie mogła jechać do Kijowa, bo ma małe dziecko, ale brat mógł i wyruszył. Potwierdził wszystko. Do tej pory nie wierzyła, ale potem trzęsła się cała w sobie, aż się zaczęła martwić o dziecko, które czuło niepokój i płakało. Zamknęła się jak w skorupce, którą z czasem zaczęli kruszyć ludzie. Dzwonili i prosili, aby dała zgodę na to, by pisać o Leonie, bo on „narodnyj gieroj". Julia takiej reakcji i takiej dobroci się nie spodziewała. Ludzie wciąż dzwonią, pocieszają, przysyłają dary, a teraz jeszcze pan redaktor z Warszawy.

Pogrzeb bohatera odbył się w Żmerynce. Domy i ulice przytulają się tam do torów kolejowych i trasy szybkiego ruchu, więc w niedzielę, gdy w samo południe przez miasteczko szedł kondukt żałobny złożony z kilkuset osób, w powietrzu hałas pociągów i samochodów mieszał się z dzwonami w kościele i cerkwiach.

Najpierw w otwartej trumnie Lończik był niesiony na barkach mężczyzn, w ten sposób pożegnał się ze Żmerynką podczas ostatniego spaceru. Za trumną rozpostarta była długa żółto-niebieska flaga, za nią szli ludzie z kwiatami. Były jeszcze fioletowe opaski na ramionach żałobników. Polskich barw nie zanotowano – poza wieńcem przedstawicieli polskiego konsulatu w Winnicy, którzy złożyli białe i czerwone kwiaty przepasane takąż wstęgą.

Czemu? – Nie pomyślałam. Duchem byłam gdzie indziej, dusza i serce mi się rwały – opowiada Julia Polańska. Liturgii przewodniczył oblat ojciec Rafał, na grób Lończika wciąż przychodzą ludzie.

– Nawet z Majdanu przyjechali, ale w ich mniemaniu chowali swojego. Może Polański nikomu nie mówił o pochodzeniu i zginął w świadomości ludzi jako Ukrainiec? – zastanawiają się w konsulacie. A może chodziło też o zapobiegliwość przed prowokacjami i dlatego zabrakło polskich symboli? W Żmerynce było spokojnie, ale tuż obok w Winnicy rozrabiały w tym czasie nasłane tituszki, które były neutralizowane przez obywatelskie patrole pilnujące porządku i tego, by w okolicy – także Żmerynce – nikt nie gromadził broni. A może zmarły jednak nie był Polakiem? Konsul generalny Krzysztof Świderek przyznaje, że informację o pochodzeniu przekazała prezes polskiej organizacji, gdzie ten działał, więc o pomyłce nie może być mowy. Tatiana Sołowiowa ze Związku Polaków na Ukrainie w Żmerynce rzeczywiście potwierdza narodowość Polańskiego. – Jesteśmy Polakami – powtarza Julia Polańska, siostra zabitego.

Cały tekst w Plusie Minusie

Tu w sobotę można kupić elektroniczne wydanie „Rzeczpospolitej" z Plusem Minusem.

Można też zaprenumerować weekendowe wydanie „Rzeczpospolitej" z Plusem Minusem.

Więcej o tym, co w Plusie Minusie, na Facebooku.

Młodszy brat Grzegorz wspomina, że jakiś czas przed śmiercią rozmawiał z nim przez komórkę i Lończik powiedział: „Poczekaj, atakują nas, potem zadzwonię". Nie zadzwonił, rozłączył się na zawsze. Pozostawił rodzinę na rzecz Niebiańskiej Sotni.

Dzień później, w jeszcze czarniejszy piątek, do Julii zadzwonił nieznany numer. Czy zna Leonida Piotrowicza Polańskiego? No przecież, że zna, toż to brat rodzony. Ale czy na pewno on? Mówili, że był w wieku 35 lat, a Lończik miał przecież 38, więc może to jednak nie on i tylko przypadkowa zbieżność nazwisk? Julia zadzwoniła do najmłodszego w rodzeństwie Grzegorza. Sama nie mogła jechać do Kijowa, bo ma małe dziecko, ale brat mógł i wyruszył. Potwierdził wszystko. Do tej pory nie wierzyła, ale potem trzęsła się cała w sobie, aż się zaczęła martwić o dziecko, które czuło niepokój i płakało. Zamknęła się jak w skorupce, którą z czasem zaczęli kruszyć ludzie. Dzwonili i prosili, aby dała zgodę na to, by pisać o Leonie, bo on „narodnyj gieroj". Julia takiej reakcji i takiej dobroci się nie spodziewała. Ludzie wciąż dzwonią, pocieszają, przysyłają dary, a teraz jeszcze pan redaktor z Warszawy.

Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo