Pod koniec 2012 roku członkowie gangu mokotowskiego zostali poinformowani przez pracownicę jednego z banków o kliencie, który regularnie wpłaca w jednej z placówek spore sumy pieniędzy, przekraczające z reguły 100 tysięcy dolarów.
Zdaniem gangsterów pieniądze deponowane w banku pochodziły z nielegalnej działalności. Korzystając z informacji swojej informatorki ustalili, gdzie mieszka mężczyzna oraz jakim samochodem się porusza. Powstał też szczegółowy plan rabunku.
„Oskar", „Mołek" i „Michaś", członkowie gangu specjalizujący się w napadach rabunkowych na biznesmanów przygotowali dwa samochody - wynika z zeznań świadka koronnego. Jeden z pojazdów jechał przed ofiarą, drugi za nim. Na sygnał kierującego napadem kierowca pierwszego samochodu gwałtownie zahamował blokując drogę. W tym czasie drugi kierowca zepchnął samochód kuriera do rowu. Bandyci wyposażeni w policyjne kamizelki i broń palną wyskoczyli z pojazdów i odebrali mężczyźnie walizkę z ponad 200 tysiącami złotych.
Prawdopodobnie członkowie gangu nie byli świadomi, że ich regularnie wpłacane pieniądze pochodzą od chińskiej mafii, która "opiekuję się" przedsiębiorcami działającymi w azjatyckim centrum handlowym w Wólce Kosowskiej. O nielegalnym źródle tych pieniędzy może świadczyć fakt, że przez ponad rok kradzież nie została zgłoszona żadnemu organowi ścigania. Dodatkowo, po kradzieży mężczyzna dalej dokonywał wpłat. Kilka dni temu został przesłuchany przez prokuraturę. Nie krył zaskoczenia, gdy funkcjonariusze poinformowali, że wiedzą o rabunku.
– Gdyby to rzeczywiście były pieniądze chińskiej mafii i jej członkowie ustalili złodziei, to dla zatrzymanych przez nas bandytów lepiej będzie jak posiedzą długo w więzieniu – powiedział TVP Info jeden ze śledczych.