Oskarżony przez siedem lat był w związku z o osiem lat starszą kobietą. Regularnie ją bił. - Sąsiedzi wielokrotnie informowali kuratora, który sprawował nadzór nad mężczyzną, że bije on swoją partnerkę, że w mieszkaniu dochodzi do awantur, zwłaszcza w nocy – opowiada Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury.
Jednak kobieta ukrywała przemoc. W rozmowie z kuratorem zaprzeczała, by była bita. – To są szykany, ze strony sąsiadów – tłumaczyła. Potem okazało się, że od maja 2011 roku była bita przez swojego konkubenta nawet kilka razy w miesiącu. Na jej ciele widoczne były liczne sińce. – Zdarzało się, że partner zamykał ją w mieszkaniu. Podczas bicia mężczyzna włączał głośno muzykę, aby nie było słychać co robi - mówi prok. Kopania.
Kobieta kilkakrotnie odchodziła od mężczyzny. Jednak w czerwcu 2012 roku wróciła do niego na stałe. Ponad rok później partner zakatował ją na śmierć. – Pobił ją tak mocno, że kobieta zmarła. Pogotowie wezwane do niej stwierdziło zgon. Ratownicy wezwali policję, bo zmarła miała całe ciało w siniakach.
W mieszkaniu obecny był Jarosław B. konkubent kobiety. Powiedział policjantom, że po powrocie rano do mieszkania zauważył, że konkubina nie żyje.
Na zlecenie prokuratury przeprowadzono sekcję zwłok. Biegli stwierdzili nie tylko powstałe w różnym czasie, a występujące niemal na całym ciele sińce i otarcia naskórka, ale przede wszystkim rozległe obrażenia klatki piersiowej, w tym złamanie wszystkich żeber. - Te one doprowadziły do śmierci – mówi prok. Kopania