Na ostatnim posiedzeniu poprzedniego Sejmu w 2011 r. posłowie zaakceptowali kilka ważnych projektów. Były wśród nich: ustawa wprowadzająca nowe zasady nadzoru nad zamkniętymi funduszami inwestycyjnymi, ustawa o zapasach ropy i gazu (zakładająca, że importerzy gazu będą mogli przechowywać zapasy surowców nie tylko w kraju), ustawa deweloperska (wprowadzenie nadzoru nad pieniędzmi powierzonymi deweloperom przez klientów), ustawa o wymianie informacji z organami ścigania państw UE oraz obszerna nowelizacja kodeksu postępowania cywilnego.

W obecnej kadencji Sejmu — którym tak jak w 2011 r. rządzi Platforma z PSL — fundamentalnym projektem ostatniego posiedzenia stała się ustawa o uzgodnieniu płci. To wyrazisty dowód na to, że obecne szefostwo Platformy partię od zawsze pragmatyczną próbuje na siłę przekształcić w partię wyraźnie ideologiczną.

Platforma za czasów Donalda Tuska starannie unikała jednoznacznej, światopoglądowej identyfikacji. To prawda, Tusk często przed wyborami robił ukłony pod adresem elektoratu lewicy. Zazwyczaj jednak ograniczało się to tylko do słów — przykładem choćby głośna zapowiedź ograniczenia finansowania Kościoła z budżetu państwa, która pozostała tylko na papierze.

Platforma Tuska nie tylko tym różniła się od Platformy Kopacz, że była eklektyczna. Przede wszystkim była skuteczna. Jeśli Tusk chciał przeprowadzić jakiś projekt, którego politycznie potrzebował, to zawsze osiągał sukces. Z Ewą Kopacz jest inaczej, a weto prezydenta do ustawy o uzgodnieniu płci to kolejny na to dowód. Pani premier najpierw uznała, że weto to znakomite paliwo kampanijne i postanowiła wprowadzić głosowanie nad jego odrzuceniem na ostatnim posiedzeniu Sejmu przed wyborami. Pasowało jej to do koncepcji wojny światopoglądowej między PO a PiS. — O władzy marzą ci, którzy chcą nam urządzać życie po swojemu, mówić jaką mamy płeć. Pod rządami PiS można spodziewać się, że ustawa aborcyjna zostanie zakwestionowana, a zakaz aborcji będzie gościł w naszym kraju. Świat PiS to świat z zakazem finansowania, a zapewne z całkowitym zakazem in vitro — oświadczyła, wzywając Jarosława Kaczyńskiego do debaty na temat m.in. ustawy antyaborcyjnej oraz in vitro.

Tyle, że po pierwsze taka amunicja Platformie wcale nie pomaga. Dowodzą tego wybory prezydenckie, które Bronisław Komorowski przegrał mimo akceptacji in vitro oraz popieranej przez lewicę konwencji przeciw przemocy wobec kobiet. Po wtóre, w samej PO — mimo odejścia Jarosława Gowina — wciąż jest silna grupa konserwatystów, którzy wcale nie zagłosowaliby zgodnie z wolą Kopacz nad ustawą o płci. Pani premier woli obwiniać posłów PSL, którzy nie chcieli odrzucić weta prezydenta. Ale naiwnością było myślenie, że będzie inaczej — wszak ludowcy mają konserwatywny elektorat, który źle przyjąłby głosowanie nad ustawą o płci na finałowym posiedzeniu kadencji.

W efekcie Ewa Kopacz, jako polityczny lider, poniosła porażkę: Platforma musiała sięgnąć po proceduralne wybiegi, by w ogóle nie głosować nad wetem prezydenta. To wszakże świadczy o tym, że jedną lekcję pani premier odrobiła — głosowanie nad wetem, przy podziałach wewnątrz PO i sprzeciwie PSL, było skazane na porażkę. A na dwa tygodnie przed wyborami Platforma nie potrzebuje porażki w starciu z prezydentem.