To było złudzenie. W niedzielę wieczorem, podczas jedynej debaty telewizyjnej między dwójką kandydatów na kanclerza, okazała się zdecydowanie najważniejsza. Połowę czasu Angela Merkel i Martin Schulz poświęcili uchodźcom, integracji i islamowi. Nie był to spór, bo poglądy liderzy chadeckiej CDU i socjaldemokratycznej SPD mają z grubsza podobne. Tym bardziej należy uznać, że wbrew pozorom nie ma nic istotniejszego dla Niemiec niż sprawa imigracji, a skoro dla Niemiec, to i dla całej Unii Europejskiej. Co nie wróży nic dobrego. Konflikt o podejście do przybyszów z innych regionów świata będzie kształtował przyszłość wspólnoty europejskiej. Część niemieckich polityków, takich jak Schulz, zamierza uzależnić fundusze unijne od przyjmowania imigrantów. Gdyby poważnie traktować wypowiedzi z kampanii wyborczej, to byłby to główny warunek dzielenia brukselskiej kasy. Berlin chciałby również wprowadzić stały mechanizm podziału uchodźców. Na stałe zmusić pozostałe państwa członkowskie UE do przyjmowania ich określonej liczby. Wszystko pod hasłem europejskiej solidarności.