O Wioletcie Szwak stało się głośno, kiedy latem ubiegłego roku sąd zdecydował o odebraniu jej nowo narodzonej córki Róży. Wkrótce się okazało, że podczas zabiegu cesarskiego cięcia kobietę poddano sterylizacji. O sprawie jako pierwsza napisała „Rz”.
W grudniu prokurator umorzył śledztwo dotyczące tego zabiegu. Adwokat Wioletty Szwak złożyła zażalenie na tę decyzję. Wczoraj sąd przyznał jej rację.
– Uzasadnienie prokuratora było zbyt lakoniczne. Nie pozwala ustalić, czy w pełni rozpoznał materiał dowodowy – mówi Jarema Sawiński, rzecznik poznańskiego sądu.
Sąd uznał, że prokurator powinien nie tylko odpowiedzieć na pytanie, czy sterylizacja była uzasadniona z medycznego punktu widzenia, ale też zbadać kilka innych kwestii. Musi ustalić, czy lekarze podjęli decyzję świadomie, czy też doprowadzili do ubezpłodnienia kobiety nieumyślnie. Powinien też rozstrzygnąć, czy popełnili przestępstwo polegające na wykonaniu zabiegu bez zgody pacjentki (matka Róży podpisała tylko standardowy druk, w którym zgadzała się na cesarskie cięcie i ewentualne rozszerzenie zabiegu w przypadku komplikacji).
– Moim zdaniem zabieg przeprowadzono bez zgody pacjentki, trudno go też uzasadnić względami medycznymi – uważa Małgorzata Heller-Kaczmarska, adwokat Wioletty Szwak. – Przecież biegły wyraźnie stwierdził, że sterylizacja miała ratować pacjentkę przed komplikacjami związanymi z kolejną ciążą. A do niej wcale nie musiało dojść. Sąd nie rozstrzygnął o winie lekarzy, ale podzielił wiele naszych wątpliwości.