Sikorski podkreślił, że rozmawiał "z kilkoma tysiącami zachodnich dziennikarzy i nie tylko zachodnich, wieluset dyplomatami". - Więc zakładam, że część z nich miała i drugi etat, ale to chyba żadna nowość - powiedział.
Podkreślił także, że on sam jest "ofiarą kampanii czarnego PR-u". - Pewnie trochę politycznego, może trochę komercyjnego. Pewnie nie wszystkim jest w smak to, że na przykład stawiałem twarde warunki w sprawie ewentualnego umieszczenia w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej - mówił.
- Co najmniej od czasu "Cesarza" Ryszarda Kapuścińskiego wiemy, że w każdym pałacu są intryganci. To natura takich instytucji - odpowiedział na pytanie "Wprost", czy ktoś urabiał prezydenta przeciwko niemu.
- Sądzę, że niektórzy źle odreagowali porażkę. Ale ja hołduję zasadzie, że w chwili zwycięstwa należy okazać wspaniałomyślność. Platforma naprawdę chce wprowadzić do polityki nowy styl - mówił kandydat na szefa Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Pytany czy po ostatnich przepychankach słownych będzie możliwa jego współpraca z prezydentem, jeśli zostanie szefem MSZ. Sikorski odpowiedział - Dla mnie praca na rzecz prezydenta wolnej Polski będzie czymś naturalnym i zaszczytnym. W sprawach państwowych nie ma miejsca na osobiste emocje.