Przecież Kaczyński dużo miejsca poświęcił sprawom Polski.
Jak przeczytałem jego wystąpienie, doszedłem do przekonania, że prezes mówił językiem z początku lat 90. Zresztą znamienne było to przejęzyczenie, gdy pomylił PiS z PC. Nie było mowy ani o wyzwaniach, jakie stoją przed Polską, ani o Europie. Pojawił się za to tylko śmieszny zarzut o zagrożeniu demokracji. I mówił to człowiek, który jeszcze miesiąc temu był premierem, a jego brat jest prezydentem. Bardzo szanuję prezesa Kaczyńskiego, ale to śmieszne! Podobnie rzecz wygląda z pluralizmem mediów. W tej chwili połowa z nich jest w rękach PiS albo działa na rzecz tej partii. I zarzut, że wolność słowa jest zagrożona, bo nie wszystkie media, tylko połowa, są po stronie PiS, jest zupełnie niezrozumiały.
Myśli pan, że bunt części delegatów to początek fermentu w PiS?
Mam nadzieję. PiS potrzebuje dyskusji i otwarcia na nowe środowiska. Głównie na młode, polskie elity. Młodzież nie zagłosuje na partię, która posługuje się starym językiem, tylko na nowoczesność.
Wierzy pan, że Kaczyński zmieni sposób postępowania?
Jarosław Kaczyński jest wybitnym politykiem i strategiem. Dostrzeże, że w swoim myśleniu o partii, Polsce i metodach postępowania cofnął się do początku lat 90. Polska i świat poszły naprzód. Mają teraz inne problemy, a polityka i państwo mają inne instrumenty do realizacji nowych wyzwań.
Ale w opozycji może lepiej mieć silną, zwartą armię niż wiecznie rozdyskutowanych liderów?
Zgoda. Zależy, jakie się stawia cele. Jeśli uznaje się, że jest się jedynym środowiskiem, które może przynieść Polsce zbawienie, to wtedy trzeba budować armię do wojny na śmierć i życie. Ale gdy tworzy się demokratyczne, nowoczesne państwo, to trzeba mieć demokratyczną partię.
Chce pan zostać w Londynie jeszcze rok, a uzgodnił pan to z ministrem skarbu?
Tak. Przedstawiłem swoje propozycje. Dałem ministrowi skarbu – poprzedniemu Wojciechowi Jasińskiemu i teraz Aleksandrowi Gradowi – listę kilkudziesięciu prywatyzacji i przekształceń gospodarczych w Polsce, w których EBOR mógłby pomóc. Chodzi o stocznie, sektor energetyczny, ciężkiej chemii i inne przedsiębiorstwa z udziałem Skarbu Państwa. Czas, jaki mi pozostał w EBOR, moglibyśmy wykorzystać do rozwiązania wielu problemów.
To na przykład PZU. Straciliśmy tu dwa lata. W tej sprawie prowadziłem spór z ministrem Jasińskim i prezesem Kaczyńskim. Chciałem doprowadzić do porozumienia z Eureko, ale oni wybrali wojnę. Co więcej, wiceminister skarbu Paweł Szałamacha (mówiąc na marginesie, to mój wielki zawód) podejmował w tej sprawie decyzje już po przegranych przez PiS wyborach! Skutek: mamy decyzję arbitrażu i wystąpienie Eureko o ponad 8 miliardów euro odszkodowania. To więcej, niż wynosi polski roczny deficyt budżetowy. Tyle Polska może zapłacić kary za złe decyzje. Czuję niedosyt, że będąc premierem, nie powiedziałem wystarczająco mocno Jasińskiemu, Gosiewskiemu i Kaczyńskiemu, że nie mają racji. Dziś tego żałuję.
Gdyby pan powiedział, odniosłoby to jakiś efekt?
Nie. Pewnie wcześniej przestałbym być premierem.
Nowy rząd może coś z tym zrobić?
To bardzo trudna sprawa, ale ja zadeklarowałem nowemu ministrowi skarbu pomoc. Blog byłego premiera www.kmarcinkiewicz.blog.onet.pl