Michał L., funkcjonariusz szczecińskiej policji, miał namawiać kolegów, by nie karali mandatami kierowców. Jak twierdzą śledczy, ułaskawieni szoferzy wręczali potem łapówki: alkohol albo od 100 do 300 zł.Dowodem na korupcyjny proceder są nagrania rozmów między Michałem L. a policjantami z patroli drogówki. Budzą jednak kontrowersje. Większość policjantów nie przyznaje się do winy.
Przykładem ma być historia jednego z nich, który zatrzymał taksówkarza. Jechał bez zapiętych pasów. Policjant twierdzi, że zamierzał dać tylko pouczenie i zaczął spisywać dane z dokumentów. Po chwili taksówkarz podał mu telefon. Na linii był Michał L., pytający, czy będzie pouczenie. Funkcjonariusz potwierdził.
Rok później w prokuraturze ten funkcjonariusz dowiedział się, że chciał dać taksówkarzowi mandat za przekroczenie prędkości, ale zrezygnował po tym jak L. przez telefon obiecał mu, że będzie miał z tego korzyść. Okazało się, że taksówkarz rzeczywiście zaniósł po tym wydarzeniu dwie butelki alkoholu do L. Funkcjonariusz twierdzi, że nic nie wiedział o tej transakcji. Postawiono mu jednak zarzut korupcji i zawieszonow pracy, otrzymał dozór. Odwołał się. Półtora miesiąca później sąd przywrócił go do pracy.
Policjant szukał patrolu, który zatrzymał auto na niemieckich numerach. Pytał, czy mundurowi odstąpią od ukarania
Powód – z nagranej rozmowy telefonicznej nie wynika, by chciał łapówki. – Rzeczywiście w tym przypadku sąd przyjął inną ocenę rozmowy telefonicznej niż my – przyznaje prokurator Robert Śledziński. – Ale gdy kolejni policjanci się odwoływali, to już nie uwzględnił ich wniosków – zaznacza. Pozostali funckjonariusze twierdzą, że mieli pełne prawo do udzielenia kierowcom pouczeń. Także znajomym ich kolegów z pracy.