Na Lipca, prócz tłumu dziennikarzy, w piątek przed aresztem na warszawskiej Białołęce czekali siostra, ojciec oraz żona Maryna. Tej ostatniej prokuratura także postawiła zarzuty. Miała ona namawiać do składania fałszywych zeznań gosposię, która była zatrudniona przez Lipca na fikcyjnym etacie w ośrodku sportu.
Lipiec nie odpowiedział na żadne z pytań dziennikarzy. Były minister sportu w rządzie PiS został wypuszczony z aresztu mimo sprzeciwu prokuratury. Śledczy chcieli, by siedział do 17 września. W czwartek jednak Sąd Okręgowy w Warszawie uwzględnił zażalenie obrony Lipca, która argumentowała, że po skierowaniu aktu oskarżenia do sądu nie ma już niebezpieczeństwa mataczenia.
Sąd wyznaczył tzw. nieizolacyjne środki zapobiegawcze, czyli kaucję w wysokości 80 tys. zł, dozór policyjny oraz zakaz opuszczania kraju. Kaucję rodzina wpłaciła gotówką w kasie sądu. Gdyby zrobiła to przelewem, Lipiec spędziłby w areszcie jeszcze weekend.
Sposób uwolnienia Lipca krytykował jego obrońca Krzysztof Stępiński. – Takie sprawy w XXI wieku powinny być załatwiane drogą mailową. Nie mam pretensji do resortu sprawiedliwości. To tylko pokazuje smutną rzeczywistość prawną, jaką mamy – mówił mecenas w TVN 24.
Lipiec spędził w więzieniu dziewięć miesięcy. Został zatrzymany 25 października zeszłego roku przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Sformułowano wobec niego zarzuty, a następnie akt oskarżenia o przyjmowanie łapówek, fałszowanie dokumentów oraz przekroczenie uprawnień. Lipiec nie przyznawał się do winy. Sąd kilkakrotnie przedłużał mu areszt.