„Rz” dowiedziała się o istnieniu dokumentu, który może wskazywać na to, że nad Grzegorzem K., lokalnym działaczem lewicy, ktoś trzymał parasol ochronny. Uniemożliwiono policjantom sprawdzenie jego roli w tej sprawie. Mimo niejasnej roli K. do dziś nie ma zarzutów w sprawie.
Z naszych ustaleń wynika, że w 2002 roku, kilka miesięcy po uprowadzeniu Krzysztofa Olewnika, funkcjonariusze prowadzący poszukiwania chcieli założyć podsłuch Grzegorzowi K. i kilku innym osobom. Lokalny baron SLD pojawił się w sprawie, bo skontaktował rodzinę porwanego z miejscowym bandytą, który oferował pomoc w odnalezieniu Krzysztofa.
Policjanci liczyli, że ustalą, z kim kontaktuje się K., i dzięki temu wpadną na trop porywaczy. Szef policyjnej grupy poszukiwawczej Remigiusz M. sporządził wykaz osób, którym chciano założyć podsłuchy. Listę przedstawił do akceptacji przełożonym. Ale szefowie nie dali zgody na podsłuchiwanie lokalnego polityka. Na wniosku o podsłuch znajduje się odręczna adnotacja policjanta, który przy przekreślonym nazwisku Grzegorza K. dopisał: „z polecenia komendanta wojewódzkiego policji”.
[wyimek]Grzegorz K. skontaktował rodzinę z gangsterem, który mógł mieć związek z porywaczami [/wyimek]
Z podsłuchiwania K. zrezygnowano. Pozostałym z listy podsłuchy założono.Lista nazwisk powstała w szczególnym momencie.