Od dawna jeden temat nie przesłonił tak innych w mediach jak rosyjsko-ukraiński konflikt gazowy. Wystarczy rzucić okiem na pierwsze strony gazet: „Gaz: Europa zagrożona” w „Rzeczpospolitej”, „Gazrurka Putina” w „Gazecie Wyborczej” i „Wojna o Gaz” w „Dzienniku”.
Trudno mieć nawet cień wątpliwości, że wielkie gazowe przedstawienie, które urządzili Rosjanie nie jest grą polityczną. Jeśli straszy się tych, którzy bez rosyjskiego gazu nie mogą funkcjonować, w momencie, gdy są najsłabsi, nie robi się tego tylko z księgowego obowiązku. Skuta mrozami Europa i pogrążona w największym kryzysie gospodarczym od odzyskania niepodległości Ukraina (czyli od zerwania się Moskwie ze smyczy) dostały cios w miękkie podbrzusze. To coś więcej niż tylko sygnał: „Halo! Tu wasz dostawca energii. Chcielibyśmy przypomnieć o paru niezapłaconych rachunkach.”. Wtorkowa puenta spotkania ambasadorów w Brukseli, którą można sprowadzić do tezy: „Umowy Ukrainy z Rosją to nie nasz problem” tylko rozjuszyły Rosjan. Nie po to w końcu bawią się kurkami, aby ich lekceważono.
Dla Europy – która nigdy nie wiedziała jak traktować Rosję – to bolesna nauczka. Moskwie nie można wierzyć. Niestety, historia pokazuje, że nawet uświadomienie sobie tego faktu niewiele daje. Tak jak przez 70 lat europejska lewica wierzyła, że Rosja jest receptą na bolączki kapitalizmu, tak teraz przywódcy krajów UE wierzą, że z Moskwą można rozmawiać jak z wiarygodnym partnerem. Z partnerem, z którym można dobić biznesowego targu o Gazociąg Północny, tak jak np. Credit Lyonnais czy Commerzbank kupowały banki i fundusze leasingowe w Polsce.
Rosja chce odzyskać swoją strefę wpływów politycznych. Ile by Gazociąg Północny i Południowy nie kosztował dla Moskwy Polska to wciąż niewiele więcej niż buntowniczy satelita – takie Królestwo Polskie, które od Uzbekistanu różni tylko to, że jest z drugiej strony mapy. Dopóty Moskwa będzie wymyślała nowe rachunki, zaległości i odsetki, przykręcając gaz na granicach, dopóki tranzyt nie ominie krajów byłego RWPG. A wtedy droga do Wielkiej Rusi ponownie stanie otworem.
Czy więc postawa Europy to czysta naiwność? Obawiam się, że tak raczej działa magia pieniędzy. Czasami kasa przesłania logikę. Rosja ma coś, co chce sprzedać, a Europa chce to kupić. Po co jeszcze jacyś pośrednicy? Ukraina, Białoruś i Polska są zbędne jeśli można się dogadać bezpośrednio z Niemcami. Tyle, że nikt nie czyta tego, co zapisano drobnym drukiem na kartach historii.