Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/janke/2009/10/20/sluzby-poza-kontrola/]na blogu[/link]
Nawet zwolennicy szerokiego używania przez państwo takich narzędzi jak podsłuchy przyznają, że z kontrolą pracy służb nie jest dobrze. Zbigniew Wassermann mówi w „Polsce”: „Kontrola służb w komisji (sejmowej komisji ds. służb specjalnych – przyp. IJ) jest fikcją. Prokuratorzy i ludzie służb, zasłaniając się tajemnicą służbową, nie zawsze chcą z nami rozmawiać”. Dziennik „Polska” pisze, że ani sejmowa komisja ani kolegium przy Radzie Ministrów nie dysponują żadnymi sankcjami, aby wymusić współpracę. Mówi o tym m.in. prof. Andrzej Zybertowicz: „Problemem jest to, że w Polsce mającej już za sobą 20 lat demokracji nadal istnieje próżnia regulacyjna, która powoduje, że wiele wymiarów działań służb jest poza kontrolą. W PRL służby były trzymane krótko za pomocą nieformalnych, nomenklaturowych mechanizmów. Po uchyleniu starych, nowe demokratyczne mechanizmy kontroli tych służb nie zostały w pełni wykształcone. Elementy kontroli nie domykają się w spójny system. Słabo kontrolowane służby w demokracji są groźniejsze dla państwa niż w totalitaryzmie - w gospodarce rynkowej mają bowiem większe pole do nadużyć”.
Wywodzący się z zupełnie innych kręgów były szef UOP Gromosław Czepiński też przyznaje, że kontrola służb jest „mocno powierzchowna”.
Jak należałoby wiec je kontrolować? Andrzej Zybertowicz: „Rozważałbym kontrolę trzyelementową: koordynator służb przy premierze z dużymi uprawnieniami, poszerzenie uprawnień komisji sejmowej ds. służb i wprowadzenie inspektora generalnego służb, który byłby uprawniony do uzyskania wiedzy o dowolnej operacji prowadzonej przez służby, a w szczególnych przypadkach mógłby ją zatrzymać”.
Czas na serio zająć się tym problemem. Zwłaszcza, że co do meritum – jak wynika z rozmaitych wypowiedzi – zgadzają się dziś wszystkie strony politycznego sporu. Ruch należy teraz do rządu, który powinien propozycje zmian poważnie omówić z opozycją.