- To porażka wymiaru sprawiedliwości. Matactwa w tej sprawie z czasów komunistycznych okazały się skuteczne po latach – przyznała sędzia Małgorzata Gierszon, oddalając wczoraj kasację ministra Krzysztofa Kwiatkowskiego. Szef resortu sprawiedliwości odwołał się od prawomocnego wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 2009 r., który z powodu przedawnienia umorzył sprawę byłego milicjanta Ireneusza K. oskarżonego o śmiertelne pobicie Grzegorza Przemyka.
12 maja 1983 r. 19-letni syn opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej z kolegą Cezarym F. świętował zdanie matury na pl. Zamkowym w Warszawie. Nie miał dokumentów, a milicjanci, którzy chcieli go wylegitymować, zawieźli go na komisariat na Starym Mieście. Tam chłopak został skatowany. Dwa dni później zmarł w szpitalu.
Pogrzeb Przemyka był manifestacją przeciwko komunistycznym władzom. Trzeba było jednak wielu lat, by ktokolwiek odpowiedział za tę zbrodnię. Władze komunistyczne winą obarczyły sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala. W aktach sprawy zachowała się notatka ówczesnego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka: "Ma być tylko jedna wersja śledztwa – sanitariusze".
SB zastraszała Cezarego F., który z Przemykiem był w komisariacie. Namawiano go do wyjazdu za granicę, inwigilowano, był nawet pomysł, by upozorować jego wypadek samochodowy. Pod zmyślonymi zarzutami aresztowano też pełnomocnika Sadowskiej, mec. Macieja Bednarkiewicza.
Po upadku PRL wyroki sanitariuszy uchylono. W 1997 r. sąd skazał milicjanta Arkadiusza Denkiewicza na dwa lata więzienia, ale biegli uznali, że ma depresję i nie może odbywać kary.