– 600 kilometrów pustyni naprawdę dało nam w kość. Najpierw jechaliśmy końmi, ale potem musieliśmy się przesiąść na rowery. Koła grzęzły w wydmach, temperatura przekraczała 40 stopni – relacjonuje Bartosz Malinowski, jeden z podróżników podążających tropem Witolda Glińskiego, Polaka, który w 1941 r. uciekł z sowieckiego łagru i pieszo dostał się do Indii.
[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/474108,1,544468.html]Zobacz więcej zdjęć z Mongolii[/link][/b][/wyimek]
Co podczas przeprawy przez Gobi było najtrudniejsze? – Jednostajność krajobrazu. Każdego dnia budziliśmy się i widzieliśmy to samo: bezkresne piaski i wydmy. Wydawało nam się, że dni mijają, a my wcale nie poruszamy się do przodu. Kierowaliśmy się położeniem słońca – powiedział Tomasz Grzywaczewski.
Polscy podróżnicy wywoływali w mijanych jurtach sensację. – Oczywiście poili nas kumysem. Na naszą cześć przyrządzono również bobaka. To taki olbrzymi świstak.. Musieliśmy go zjeść w całości, razem ze skórą i łapami – opowiada Grzywaczewski.
Grzywaczewski, Malinowski i trzeci członek wyprawy Filip Drożdż przemierzają pieszo trasę z Irkucka do Kalkuty.